środa, 26 grudnia 2012

010 - Święta, święta i po świętach.

Święta, święta i po świętach - jak to zawsze mówi mama. Tegoroczne nie zleciały nawet tak prędko jak zeszłoroczne ale kilogramów przybyło jeszcze więcej. Do dziś delektuje się pierogami mamy i czerwonym barszczem babci - uwielbiam. A jak święta to i rodzina a ta dość licznie u nas gościła. Od babci, dziadka przez ciotki, wujków do kuzynostwa, które mamy okazje widywać raz do roku. Ale ja tak lubię. Lubię stać dwa dni w kuchni z mamą szykując święta idealne, lubię przystrajać cały dom świątecznymi ozdobami a najbardziej lubię aromat pierników z cynamonem. To jest zdecydowanie mój wyznacznik świąt. Jak święta to też prezenty, ale z roku na rok tradycyjnie staję się starsza czyli wielkie pudła pod choinką zamieniają się w koperty. Rodzina widać poszła po rozum do głowy i nie kupują nic co by potem leżało bezużytecznie. Też dzięki temu wybierzemy się jeszcze przed sylwestrem z Abigail na zakupy... a my lubimy zakupy... oj lubimy. Zwłaszcza, że dziś ma urodziny. Moja Abi w końcu dobiła do 17 zawsze czekam na nią cały rok. Niestety tego dnia nie możemy spędzić razem bo święta i urodziny tradycyjnie spędza u babci ale już zapowiedziałam, że rzucę jej się jutro na szyję z tęsknoty i będę tak długo dusić aż przyjadą po nas panowie z duuuuużą siecią.
Ten dzień już jest mniej zabiegany, odwiedziny u dziadków, spacer po mieście i bardzo leniwy wieczór, który jak codzień spędzam na rozmowie z Jey'em niestety póki co tylko przez telefon bo zobaczymy się dopiero dzień lub dwa przed sylwestrem... A wtedy nie będziemy żałować miłości. Jest idealnie gdyby nie fakt bolącej głowy. Spać - pomyślałam i padłam twarzą w poduszkę.

wtorek, 25 grudnia 2012

009 - tęskniłam mamo!

-Aaaa! Zdałam! - krzyczałam, wybiegając ze szkoły i rzucając się Jey'owi na szyję
-zaliczyłaś już wszystko?
-tak!
-no to się cieszę - mocno mnie przytulił i pocałował
-o jaa... kamień z serca

Ostatni i zarazem najgorszy dzień tego roku mieliśmy już za sobą. Wybraliśmy się całą ekipą do miasta na pizze i piwo. Prawie wszyscy zaliczyliśmy została tylko jeszcze Shanell, która musi poprawić chemie i Jey, który musi zaliczyć semestr biologii.

-pomogę Ci
-jak?
-jeszcze nie wiem... ale pomogę
-głuptasie... muszę się tego po prostu nauczyć
-tak się uczyłeś cały semestr a i tak masz buta, więc ja muszę się za to wziąć
-no dobra tylko jak?
-ogarnę co musisz umieć i będę Cię nie wiem... jakoś skojarzeniami może uczyć? Może tak będzie Ci lepiej pamiętać?
-o to dobre!
-kurwa... będę pisać markerami po sobie ale zdasz to kurwa! - powiedziałam już przez łzy ze śmiechu i z wielkim entuzjazmem
-trzymam cię za słowo wariatko - zaśmiał się i objął tak jak lubię najbardziej

Tak... Entuzjazm jest... Tylko jak ja ogarnę materiał z całego semestru o klasę wyżej? Dam radę! Kto jak nie ja - pomyślałam, po czym zaczęłam się śmiać sama do siebie. Z baru wyszliśmy koło 19, każdy pojechał w swoją stronę, ja z Mią odprowadziłyśmy Jey'a na pociąg i same wróciłyśmy na naszą dzielnicę, bo tak się składa, że mieszkamy kilka ulic od siebie. Wpadłam do domu krzycząc, że zdałam i mogę zaczynać święta ale jakoś wszystko było wyjątkowo ciche i ciemne. Halo?! - zaczęłam szukać rodziców po domu, siostry... nic... nagle przypomniał mi się film "Kevin sam w domu" i przyznaję lekko spanikowałam, że zapomnieli o mnie... Uwielbiam święta, zwłaszcza te w gronie rodzinnym. Po dalszych poszukiwaniach nie znalazłam nawet żadnej kartki, ich telefony milczały, a sypialnie były puste. Żeby zapomnieć o złych myślach włączyłam na wieży dość głośno muzykę i poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbatę.

-a co tu tak głośno?! - usłyszałam głos mamy dobiegający z korytarza
-mamo! jesteście! - rzuciłam jej się na szyję ze łzami w oczach
-tak jesteśmy, na zakupach byliśmy, tata nie zostawił kartki w kuchni?
-nic nie widziałam, jezu myślałam, że o mnie zapomnieliście!
-oj głuptasie, musieliśmy zrobić zakupy, święta idą w końcu
-no wiem, już myślałam, że spędzę je sama - zrobiłam smutną minę
-póki mieszkasz w tym domu, nigdy nie zostaniesz na święta sama, później to już będzie twój wybór kochanie
-tęskniłam mamo! - przytuliłam się do niej jeszcze raz jak mała dziewczynka, która ma zbyt bujna wyobraźnię
-już dobrze słoneczko, pomóż tacie i Loli przenieść zakupy
-tak jest! - poczułam nagłą potrzebę bycia uczynną, co rzadko mi się zdarza.

Rozpakowanie wszystkich zakupów zajęło nam z pół godziny, potem rodzice zajęli się prezentami więc z siostrą zostałyśmy wygonione do góry. Wzięłyśmy kubki z ciepłą herbatą, świąteczne babeczki, położyłyśmy się na moim łóżku i Lola zaczęła szukać filmu, którego jeszcze nie oglądałyśmy. Ja w tym czasie wzięłam do ręki telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od Jeydona o treści "jesteś najukochańszą dziewczyną jaką mogłem spotkać, dziękuję :*"

-za co on tak dziękuje? - zapytała mnie Lola, która kątem oka przeczytała sms-a
-hmm.. - zaczęłam się zastanawiać przy okazji spoglądając na kalendarz wiszący koło mojego łóżka - o shit!
-co jest?
-2 miesiące
-co 2 miesiące?
-2 miesiące już z nim jestem! Zapomniałam!
-haha no ty to jesteś dobra siostra nie ma co - zaśmiała się i puściła do mnie oczko - ale nie przejmuj się, on pewnie też dopiero teraz sobie o tym przypomniał
-na pewno nie
-a nawet jeśli... zawsze obchodziłaś tylko rocznicę
-w sumie racja
-no i co ty byś zrobiła beze mnie - i znów się zaśmiała
-no jasne - parsknęłam śmiechem i wzięłam telefon do ręki, żeby odpisać

"również dziękuję :* Kocham Cię!" po chwili dostałam odpowiedź "Też Cię Kocham!"

-dobra, dobra fajnie, że się kochacie ale co oglądamy siostra?
-włącz coś świątecznego
-ok

Oglądałyśmy ten film, który wprowadził nas w jeszcze bardziej świąteczny nastrój. Miałyśmy film, babeczki, ciepłą herbatę w kubkach z reniferami, dookoła pokoju wiszą różowe lampki choinkowe a za oknem zaczął sypać śnieg. Możemy zaczynać święta - pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu po czym przytuliłam się do siostry tak jak lubiłyśmy obie.

piątek, 21 grudnia 2012

008 - napiłabym się wódki

W końcu przyszedł weekend... Tydzień minął dość szybko, wpadło kilka dobrych i złych ocen, ale to nic, wszystko poprawie - przynajmniej wciąż to sobie powtarzam. I tak zrobił się czwartek, w szkole dość nudny w dodatku nie było tego dnia Jeya co nie dawało mi za bardzo powodów do uśmiechu. Po szkole pojechałyśmy z Shanell na solarium, bo czasem trzeba się porządnie wygrzać jeszcze na małe zakupy, żeby zaopatrzyć się w prowiant na piątkową wycieczkę i do niej na noc. Z niewiarygodną jak na nas szybkością posprzątałyśmy cały dom, po czym wykąpałam się, zrobiłam paznokcie, zawinęłam włosy tak aby rano mieć loki i koło północy zasnęłam. O 3 zaczęły już wydzwaniać nasze budziki. Z prędkością żółwia ruszyłam się z jej niewiarygodnie w tej chwili wygodnego łóżka. Ubrałam uszykowane od wczoraj czarne rurki, bokserkę i bluzę, zrobiłam makijaż choć przyznam, że wyszło to cudem gdyż widziałam jak przez mgłę. O 4 na moim wyświetlaczu pojawiło się przypomnienie "Obudzić Jeya! ♥" chwyciłam za komórkę i wybrałam jego numer.

-halo? - powiedział swoim zaspanym i niezwykle jarającym głosem
-dzień dobry kochanie
-no heeej - wymruczał, co wywołało u mnie uśmiech od ucha do ucha
-wstań już, żebyś się nie spóźnił
-no wstaje, wstaje. Szkoda, że cie dziś nie będzie
-no niestety słońce, zobaczymy się w poniedziałek
-tęsknie wiesz?
-wiem! ja za Tobą też i to szalenie
-Kocham Cię - znów wymruczał
-oh, też cie kocham - po wypowiedzeniu tych słów poczułam jak robi mi się cieplej
-odezwę się później co?
-mhm
-pa
-no pa - odłożyłam telefon i padłam na łóżko...

Chwilę uśmiechałam się w duchu aż wpadła Shanell.
-a ty się dobrze czujesz? - patrzyła na mnie lekko skrzywiona jakby zobaczyła mnie zjaraną
-fantastycznie - powiedziałam cicho i z szerokim uśmiechem - fantastycznie! - już bardziej przytomna powtórzyłam wstając z łóżka
-no, to świetnie. Idę się pomalować i zejdziemy na śniadanie
-spoko, spakuje się w tym czasie

Do torebki wrzuciłam butelkę wody, paczkę wafli ryżowych, paczkę bułeczek maślanych, kilka kosmetyków oraz leginsy i bluzkę na wieczorną imprezę. Zjadłyśmy śniadanie i miałyśmy szczęście, że tata Shanell był w domu, przynajmniej nas odwiózł bo nie uśmiechało nam się jechać o 5 rano przez całe miasto, żeby dotrzeć pod szkołę, gdzie zbieraliśmy się w oczekiwaniu na autokar, który oczywiście musiał się spóźnić. Ale w tym czasie zdążyłyśmy pogadać ze znajomymi, wypić energetyki i napalić się na 3h jazdy. Gdy tylko autokar podjechał, zajęłyśmy swoje miejsca stosunkowo daleko od znajomych ale wcale mnie to nie obchodziło obecnie bo po niedługim czasie ułożyłam się wygodnie w fotelu i zasnęłam. Obudziłam się tuż przed wjazdem do Jacksonville. Jedno z większych miast USA a liczbę ludności dało się odczuć już przy pierwszym korku. Po zwiedzeniu największego parku w mieście, katedry i jakiegoś placu dostaliśmy trochę wolnego czasu, który wykorzystałyśmy na zrobienie kilku zdjęć i zjedzenie kanapek. Potem jeszcze trochę przechadzaliśmy się po mieście ale bardziej interesowały mnie rozmowy ze znajomymi niż to co mówił przewodnik. Pod wieczór byliśmy już w autokarze, żeby przebić się przez wszystkie korki i zdążyć dojechać do Atlanty przed północą.
Pod szkołą byłyśmy chwilę po 23. Tam czekał już na nas mój tata i Abigail. W samochodzie przebrałyśmy się i po jakimś czasie dotarłyśmy pod klub. Abigail dała nam wlotki, które kupiła dla nas już kilka dni wcześniej, oddałyśmy kurtki, pogadałyśmy z kilkoma starymi znajomymi i poszłyśmy do baru. Shanell nie czuła się najlepiej więc nie chciała pić za to my z Abi wzięłyśmy dwie butelki ulubionego piwa i poszłyśmy tańczyć. Miał to być balet roku niestety po pół godzinie zrobiła się lekka stypa więc wyszłyśmy dzwoniąc do Xaviera:

-Xavier?
-no co jest dziewczynki?
-gdzie jesteś?
-w studiu
-a o której będziesz w domu?
-nie wcześniej niż za godzinę
-to spinaj dupę, poczekamy pod twoim blokiem
-coś się stało?
-balet przerodził się w stypę a nie chce nam się wracać do domu
-no dobra ale będę z ziomkiem
-to świetnie! czekamy!
-ok, na razie

Jednak w drodze do Xaviera Shanell stwierdziła, że jest bardzo zmęczona więc wróci do siebie ale kawałek dalej spotkałyśmy Taylor, która też nie miała co ze sobą zrobić to zgarnęłyśmy ją ze sobą. Niestety komunikacja nocna daje w kość i na Xaviera musiałyśmy czekać prawie 2h na jego klatce schodowej a to była wyjątkowo zimna noc.

-trzeba by się jakoś rozgrzać co nie? - narzuciła Abigail
-coś proponujesz?
-napiłabym się wódki
-pijaku.. - zaśmiała się Taylor
-w sumie to nie głupi pomysł - odparłam

W ten sposób wyjęłyśmy wszystko co miałyśmy w portfelach i zaraz po tym jak przyszedł Xavier z Johnem i wpuścili nas do domu, dałyśmy im pieniądze na wódke i sok. Oni wyszli do sklepu a my sie w tym czasie ugrzałyśmy... moim ulubionym od tej chwili miejscem był kawałek podłogi pod kaloryferem gdzie później spędziłam kolejne kilka godzin. Jak tylko wrócili to zaraz Xavier wszystkim polał i tak do rana piliśmy, gadaliśmy, słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy filmiki z różnych imprez i wyjazdów. Koło 6 zasnęłam bo byłam już wystarczająco zmęczona a obudził mnie ich śmiech przed 9. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, gdy mówili, że blado wyglądam a okazało się, że obsypali mi twarz mąką co w sumie nawet mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Johna już nie było a my włączyliśmy jakiś film. Pamiętam tylko, że ambitnie go oglądałam po czym znów zasnęłam i obudziłam się po 11 z nimi wszystkimi w jednym łóżku. Cudem wydobyłam się spod Abigail i Xaviera, którzy uwalili się na mnie jak na poduszce i chwiejnym krokiem zmierzyłam do łazienki. Zdziwiłam się bo jak po takim czasie mój makijaż wyglądał całkiem nieźle, poprawiłam tylko włosy i wróciłam do pokoju gdzie oni cały czas spali. Poczułam jak zaczęło mi suszyć a koło mnie stał tylko drink zapewne Abigail... wypiłam już z zupełnej rozpaczy braku napoju. Ubrałam się, obudziłam Xaviera, żeby zamknął za mną drzwi i wyszłam. Czułam się bardzo dobrze wracając do domu choć ludzie a szczególnie starsze panie dziwnie na mnie patrzyli. W obecnym stanie olałam ich wzrok i zmierzyłam do domu gdzie w salonie zastałam swoich rodziców.

-cześć słonko - jak zwykle miło przywitała mnie mama
-cześć mamo
-głodna jesteś?
-nie, tylko strasznie chce mi się pić, idę do siebie
-dobrze, później zawołam cię na obiad
-ok, kocham cię - rzuciłam na pożegnanie
-ja ciebie tez słonko

Poszłam do góry, po drodze witając się z siostrą, weszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Wzięłam do ręki telefon pamiętając o tym, jak Jey mówił, żebym zadzwoniła jak wrócę.

-cześć kochanie
-no hej, wróciłaś już?
-tak, właśnie weszłam do pokoju
-i jak było?
-na wycieczce fajnie choć trochę zimno a później to już wesoło
-jakie masz plany na dziś?
-raczej będę odpoczywać bo na nic innego nie mam siły a czemu pytasz?
-tak tylko
-a twoje plany?
-wieczorem jestem umówiony ze znajomymi
-ok... skarbie, zadzwonię później dobrze? Mama woła mnie na obiad
-dobrze, kocham cię
-też cię kocham

Rozłączyłam się z uśmiechem na ustach i zeszłam na dół. Zjadłam naleśniki z owocami i czekoladą i postanowiłam się zdrzemnąć. Poszłam na górę, przebrałam się w luźną koszulkę i położyłam się do łóżka.

-hej kochanie - obudził mnie znajomy głos, otworzyłam oczy i jak przez mgłę zobaczyłam Jeydona siedzącego obok mnie na łóżku
-czy ja śnię?
-nie głuptasie - zaśmiał się i pocałował mnie w policzek
-co tu robisz?
-twoja siostra zadzwoniła, że twoi rodzice i ona wychodzą a ty podobno nie wyglądasz najlepiej
-a to paskuda mała... ale cieszę się, że jesteś - podniosłam się na rękach i mocno go przytuliłam
-przyniosłem Ci ciastka od mamy i zrobiłem herbatę, wypij póki ciepła
-jesteś kochany - uśmiechnęłam się, po czym wzięłam kubek z herbatą i zrobiłam miejsce na łóżku, tak aby położył się koło mnie

Leżeliśmy tak oglądając jeden film po drugim od czasu do czasu przysypiając aż do nocy gdzie w końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Uwielbiam takie chwile...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

007 - głupek!

*jakiś czas później*

Co z tego, że w poniedziałek i wtorek byłam w szkole skoro od środy rozłożyło mnie przeziębienie i cholerny ból pleców. Chyba skutki po sobotnie zadziałały na mnie z lekkim opóźnieniem. Po wizycie u lekarza zostałam z receptą i zwolnieniem ze szkoły. Fantastycznie - pomyślałam, w końcu będę miała czas na nadrobienie zaległości jakie narobiłam sobie od początku roku... Ale nie! Te kilka dni minęło tak szybko, że nie zdążyłam zrobić zupełnie nic. Gdy w sobotę poczułam się już nieco lepiej był jakiś płomyk nadziei, że wyzdrowieje. Po takim stwierdzeniu umówiłam się z Jey'em na niedzielę po jego pracy. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i przyjechać trochę wcześniej, jednak jego szef nie był już w tak dobrym nastroju jak ja i dorzucił mu pół godziny dodatkowo "bo trzeba zrobić" Ugh. No nic... Stałam co prawda na zimnym dworze jak kołek prawie godzinę tak, że na końcu nie czułam już ani rąk ani stóp ale było warto. Nic nie zastąpi widoku ukochanej osoby po kilku dniach rozłąki zwłaszcza jeśli te dwie osoby są do siebie bardzo przywiązane - jak my. 

-czeeeeeeeeeeść kochanie! - krzyknął po czym podbiegł do mnie i mocno przytulił tak, że ledwo mogłam złapać oddech, ale nie zaprotestowałam, podobało mi się, poczułam jego ciepło a przede wszystkim jego miłość - coś się stało? stoisz jak zamurowana
-no wiesz... zmarzłam trochę
-trochę?
-trochę bardzo, chodźmy gdzieś - zaproponowałam z błagalnym wzrokiem
-gorąca czekolada?
-czytasz w moich myślach? 
-no pewnie! - powiedział bardzo przekonywującym tonem
-to co jeszcze możesz wyczytać? - po tych słowach położył ręce na mojej głowie niczym wróżka na swojej kryształowej kuli i zaczął ją obracać na wszystkie strony co już nijak mi się podobało, gdyż fryzurę układałam prawie godzinę bo jak nigdy włosy nie chciały współpracować - no już? - zapytałam lekko zniecierpliwiona a zarazem rozbawiona łaskotkami, które niestety mam wszędzie
-chyba tak - oderwał w końcu swoje ręce a ja starałam się przywołać włosy do porządku
-no i?
-co no i?
-wyczytałeś coś?
-nie
-to po co to było?! 
-to? Aaa! Fajnie wyglądasz jak masz tak włosy w nieładzie - powiedział wesoło po czym uśmiechnął się szeroko i przyjął pozycję gotową do ucieczki
-gdyby nie fakt stóp z lodu to bym zaczęła cię gonić 
-może spróbuj? - i znów machnął ręką po moich włosach
-głupek!
-no dawaj - i znów to samo
-niech ja Cię dorwę! 

Nagle złapałam siły i zaczęłam za nim biec. Biegliśmy tak przez centrum miasta, roześmiani aż do płaczu, co chwila wpadając na jakiś przechodniów, którzy różnie reagowali na nasze wygłupy aż dotarliśmy pod centrum handlowe gdzie Jey się zatrzymał a ja nie zauważając tego czynu wpadłam na niego jak na słup. Objął mnie mocno i powiedział - masz mnie, co teraz zrobisz? - Ja nie zastanawiając się długo wspięłam się na palcach, przyciągnęłam jego twarz lekko w dół i pocałowałam.

-takie kary to ja lubię - uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy
-nie mam siły na żadną inną - zaśmiałam się i podążyłam do środka 

Usiedliśmy w ulubionej kawiarni z dwoma kubkami gorącej czekolady, która na rozgrzanie już nie była potrzebna bo to zapewnił mi bieg przez miasto ale dla samego smaku i aromatu, który uwielbiam - była idealna. Siedzieliśmy tam na sofie wtuleni w siebie. Czas zleciał nam głównie na rozmowie, jakby nie było dopiero co się poznajemy więc opowiadaliśmy sobie wzajemnie o rodzinie, przyjaciołach, imprezach, różnych głupich akcjach i wydarzeniach jakie miały miejsce w naszym życiu. Po jakiejś godzinie wyszliśmy z centrum i skierowaliśmy się w stronę jednego z głównych placów miasta. Ulice były ciemne i puste, tylko od czasu do czasu przejechał samochód ale co się dziwić, była niedziela wieczór, normalni ludzie siedzą o tej porze w domu, szykując się do pracy i szkoły na następny dzień. Spacerowaliśmy tak do późnego wieczora aż w końcu trzeba było się zbierać do domu. Odprowadziłam Jeya na dworzec, na którym odbyliśmy jeszcze krótką ale bardzo wzruszającą rozmowę. Pociąg odjechał a ja ruszyłam w stronę przystanku autobusowego z mega uśmiechem na ustach. Przyjechałam do domu zmarznięta znów więc szybko wypiłam herbatę, położyłam się do łóżka i po chwili odpłynęłam.