środa, 26 grudnia 2012

010 - Święta, święta i po świętach.

Święta, święta i po świętach - jak to zawsze mówi mama. Tegoroczne nie zleciały nawet tak prędko jak zeszłoroczne ale kilogramów przybyło jeszcze więcej. Do dziś delektuje się pierogami mamy i czerwonym barszczem babci - uwielbiam. A jak święta to i rodzina a ta dość licznie u nas gościła. Od babci, dziadka przez ciotki, wujków do kuzynostwa, które mamy okazje widywać raz do roku. Ale ja tak lubię. Lubię stać dwa dni w kuchni z mamą szykując święta idealne, lubię przystrajać cały dom świątecznymi ozdobami a najbardziej lubię aromat pierników z cynamonem. To jest zdecydowanie mój wyznacznik świąt. Jak święta to też prezenty, ale z roku na rok tradycyjnie staję się starsza czyli wielkie pudła pod choinką zamieniają się w koperty. Rodzina widać poszła po rozum do głowy i nie kupują nic co by potem leżało bezużytecznie. Też dzięki temu wybierzemy się jeszcze przed sylwestrem z Abigail na zakupy... a my lubimy zakupy... oj lubimy. Zwłaszcza, że dziś ma urodziny. Moja Abi w końcu dobiła do 17 zawsze czekam na nią cały rok. Niestety tego dnia nie możemy spędzić razem bo święta i urodziny tradycyjnie spędza u babci ale już zapowiedziałam, że rzucę jej się jutro na szyję z tęsknoty i będę tak długo dusić aż przyjadą po nas panowie z duuuuużą siecią.
Ten dzień już jest mniej zabiegany, odwiedziny u dziadków, spacer po mieście i bardzo leniwy wieczór, który jak codzień spędzam na rozmowie z Jey'em niestety póki co tylko przez telefon bo zobaczymy się dopiero dzień lub dwa przed sylwestrem... A wtedy nie będziemy żałować miłości. Jest idealnie gdyby nie fakt bolącej głowy. Spać - pomyślałam i padłam twarzą w poduszkę.

wtorek, 25 grudnia 2012

009 - tęskniłam mamo!

-Aaaa! Zdałam! - krzyczałam, wybiegając ze szkoły i rzucając się Jey'owi na szyję
-zaliczyłaś już wszystko?
-tak!
-no to się cieszę - mocno mnie przytulił i pocałował
-o jaa... kamień z serca

Ostatni i zarazem najgorszy dzień tego roku mieliśmy już za sobą. Wybraliśmy się całą ekipą do miasta na pizze i piwo. Prawie wszyscy zaliczyliśmy została tylko jeszcze Shanell, która musi poprawić chemie i Jey, który musi zaliczyć semestr biologii.

-pomogę Ci
-jak?
-jeszcze nie wiem... ale pomogę
-głuptasie... muszę się tego po prostu nauczyć
-tak się uczyłeś cały semestr a i tak masz buta, więc ja muszę się za to wziąć
-no dobra tylko jak?
-ogarnę co musisz umieć i będę Cię nie wiem... jakoś skojarzeniami może uczyć? Może tak będzie Ci lepiej pamiętać?
-o to dobre!
-kurwa... będę pisać markerami po sobie ale zdasz to kurwa! - powiedziałam już przez łzy ze śmiechu i z wielkim entuzjazmem
-trzymam cię za słowo wariatko - zaśmiał się i objął tak jak lubię najbardziej

Tak... Entuzjazm jest... Tylko jak ja ogarnę materiał z całego semestru o klasę wyżej? Dam radę! Kto jak nie ja - pomyślałam, po czym zaczęłam się śmiać sama do siebie. Z baru wyszliśmy koło 19, każdy pojechał w swoją stronę, ja z Mią odprowadziłyśmy Jey'a na pociąg i same wróciłyśmy na naszą dzielnicę, bo tak się składa, że mieszkamy kilka ulic od siebie. Wpadłam do domu krzycząc, że zdałam i mogę zaczynać święta ale jakoś wszystko było wyjątkowo ciche i ciemne. Halo?! - zaczęłam szukać rodziców po domu, siostry... nic... nagle przypomniał mi się film "Kevin sam w domu" i przyznaję lekko spanikowałam, że zapomnieli o mnie... Uwielbiam święta, zwłaszcza te w gronie rodzinnym. Po dalszych poszukiwaniach nie znalazłam nawet żadnej kartki, ich telefony milczały, a sypialnie były puste. Żeby zapomnieć o złych myślach włączyłam na wieży dość głośno muzykę i poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbatę.

-a co tu tak głośno?! - usłyszałam głos mamy dobiegający z korytarza
-mamo! jesteście! - rzuciłam jej się na szyję ze łzami w oczach
-tak jesteśmy, na zakupach byliśmy, tata nie zostawił kartki w kuchni?
-nic nie widziałam, jezu myślałam, że o mnie zapomnieliście!
-oj głuptasie, musieliśmy zrobić zakupy, święta idą w końcu
-no wiem, już myślałam, że spędzę je sama - zrobiłam smutną minę
-póki mieszkasz w tym domu, nigdy nie zostaniesz na święta sama, później to już będzie twój wybór kochanie
-tęskniłam mamo! - przytuliłam się do niej jeszcze raz jak mała dziewczynka, która ma zbyt bujna wyobraźnię
-już dobrze słoneczko, pomóż tacie i Loli przenieść zakupy
-tak jest! - poczułam nagłą potrzebę bycia uczynną, co rzadko mi się zdarza.

Rozpakowanie wszystkich zakupów zajęło nam z pół godziny, potem rodzice zajęli się prezentami więc z siostrą zostałyśmy wygonione do góry. Wzięłyśmy kubki z ciepłą herbatą, świąteczne babeczki, położyłyśmy się na moim łóżku i Lola zaczęła szukać filmu, którego jeszcze nie oglądałyśmy. Ja w tym czasie wzięłam do ręki telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od Jeydona o treści "jesteś najukochańszą dziewczyną jaką mogłem spotkać, dziękuję :*"

-za co on tak dziękuje? - zapytała mnie Lola, która kątem oka przeczytała sms-a
-hmm.. - zaczęłam się zastanawiać przy okazji spoglądając na kalendarz wiszący koło mojego łóżka - o shit!
-co jest?
-2 miesiące
-co 2 miesiące?
-2 miesiące już z nim jestem! Zapomniałam!
-haha no ty to jesteś dobra siostra nie ma co - zaśmiała się i puściła do mnie oczko - ale nie przejmuj się, on pewnie też dopiero teraz sobie o tym przypomniał
-na pewno nie
-a nawet jeśli... zawsze obchodziłaś tylko rocznicę
-w sumie racja
-no i co ty byś zrobiła beze mnie - i znów się zaśmiała
-no jasne - parsknęłam śmiechem i wzięłam telefon do ręki, żeby odpisać

"również dziękuję :* Kocham Cię!" po chwili dostałam odpowiedź "Też Cię Kocham!"

-dobra, dobra fajnie, że się kochacie ale co oglądamy siostra?
-włącz coś świątecznego
-ok

Oglądałyśmy ten film, który wprowadził nas w jeszcze bardziej świąteczny nastrój. Miałyśmy film, babeczki, ciepłą herbatę w kubkach z reniferami, dookoła pokoju wiszą różowe lampki choinkowe a za oknem zaczął sypać śnieg. Możemy zaczynać święta - pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu po czym przytuliłam się do siostry tak jak lubiłyśmy obie.

piątek, 21 grudnia 2012

008 - napiłabym się wódki

W końcu przyszedł weekend... Tydzień minął dość szybko, wpadło kilka dobrych i złych ocen, ale to nic, wszystko poprawie - przynajmniej wciąż to sobie powtarzam. I tak zrobił się czwartek, w szkole dość nudny w dodatku nie było tego dnia Jeya co nie dawało mi za bardzo powodów do uśmiechu. Po szkole pojechałyśmy z Shanell na solarium, bo czasem trzeba się porządnie wygrzać jeszcze na małe zakupy, żeby zaopatrzyć się w prowiant na piątkową wycieczkę i do niej na noc. Z niewiarygodną jak na nas szybkością posprzątałyśmy cały dom, po czym wykąpałam się, zrobiłam paznokcie, zawinęłam włosy tak aby rano mieć loki i koło północy zasnęłam. O 3 zaczęły już wydzwaniać nasze budziki. Z prędkością żółwia ruszyłam się z jej niewiarygodnie w tej chwili wygodnego łóżka. Ubrałam uszykowane od wczoraj czarne rurki, bokserkę i bluzę, zrobiłam makijaż choć przyznam, że wyszło to cudem gdyż widziałam jak przez mgłę. O 4 na moim wyświetlaczu pojawiło się przypomnienie "Obudzić Jeya! ♥" chwyciłam za komórkę i wybrałam jego numer.

-halo? - powiedział swoim zaspanym i niezwykle jarającym głosem
-dzień dobry kochanie
-no heeej - wymruczał, co wywołało u mnie uśmiech od ucha do ucha
-wstań już, żebyś się nie spóźnił
-no wstaje, wstaje. Szkoda, że cie dziś nie będzie
-no niestety słońce, zobaczymy się w poniedziałek
-tęsknie wiesz?
-wiem! ja za Tobą też i to szalenie
-Kocham Cię - znów wymruczał
-oh, też cie kocham - po wypowiedzeniu tych słów poczułam jak robi mi się cieplej
-odezwę się później co?
-mhm
-pa
-no pa - odłożyłam telefon i padłam na łóżko...

Chwilę uśmiechałam się w duchu aż wpadła Shanell.
-a ty się dobrze czujesz? - patrzyła na mnie lekko skrzywiona jakby zobaczyła mnie zjaraną
-fantastycznie - powiedziałam cicho i z szerokim uśmiechem - fantastycznie! - już bardziej przytomna powtórzyłam wstając z łóżka
-no, to świetnie. Idę się pomalować i zejdziemy na śniadanie
-spoko, spakuje się w tym czasie

Do torebki wrzuciłam butelkę wody, paczkę wafli ryżowych, paczkę bułeczek maślanych, kilka kosmetyków oraz leginsy i bluzkę na wieczorną imprezę. Zjadłyśmy śniadanie i miałyśmy szczęście, że tata Shanell był w domu, przynajmniej nas odwiózł bo nie uśmiechało nam się jechać o 5 rano przez całe miasto, żeby dotrzeć pod szkołę, gdzie zbieraliśmy się w oczekiwaniu na autokar, który oczywiście musiał się spóźnić. Ale w tym czasie zdążyłyśmy pogadać ze znajomymi, wypić energetyki i napalić się na 3h jazdy. Gdy tylko autokar podjechał, zajęłyśmy swoje miejsca stosunkowo daleko od znajomych ale wcale mnie to nie obchodziło obecnie bo po niedługim czasie ułożyłam się wygodnie w fotelu i zasnęłam. Obudziłam się tuż przed wjazdem do Jacksonville. Jedno z większych miast USA a liczbę ludności dało się odczuć już przy pierwszym korku. Po zwiedzeniu największego parku w mieście, katedry i jakiegoś placu dostaliśmy trochę wolnego czasu, który wykorzystałyśmy na zrobienie kilku zdjęć i zjedzenie kanapek. Potem jeszcze trochę przechadzaliśmy się po mieście ale bardziej interesowały mnie rozmowy ze znajomymi niż to co mówił przewodnik. Pod wieczór byliśmy już w autokarze, żeby przebić się przez wszystkie korki i zdążyć dojechać do Atlanty przed północą.
Pod szkołą byłyśmy chwilę po 23. Tam czekał już na nas mój tata i Abigail. W samochodzie przebrałyśmy się i po jakimś czasie dotarłyśmy pod klub. Abigail dała nam wlotki, które kupiła dla nas już kilka dni wcześniej, oddałyśmy kurtki, pogadałyśmy z kilkoma starymi znajomymi i poszłyśmy do baru. Shanell nie czuła się najlepiej więc nie chciała pić za to my z Abi wzięłyśmy dwie butelki ulubionego piwa i poszłyśmy tańczyć. Miał to być balet roku niestety po pół godzinie zrobiła się lekka stypa więc wyszłyśmy dzwoniąc do Xaviera:

-Xavier?
-no co jest dziewczynki?
-gdzie jesteś?
-w studiu
-a o której będziesz w domu?
-nie wcześniej niż za godzinę
-to spinaj dupę, poczekamy pod twoim blokiem
-coś się stało?
-balet przerodził się w stypę a nie chce nam się wracać do domu
-no dobra ale będę z ziomkiem
-to świetnie! czekamy!
-ok, na razie

Jednak w drodze do Xaviera Shanell stwierdziła, że jest bardzo zmęczona więc wróci do siebie ale kawałek dalej spotkałyśmy Taylor, która też nie miała co ze sobą zrobić to zgarnęłyśmy ją ze sobą. Niestety komunikacja nocna daje w kość i na Xaviera musiałyśmy czekać prawie 2h na jego klatce schodowej a to była wyjątkowo zimna noc.

-trzeba by się jakoś rozgrzać co nie? - narzuciła Abigail
-coś proponujesz?
-napiłabym się wódki
-pijaku.. - zaśmiała się Taylor
-w sumie to nie głupi pomysł - odparłam

W ten sposób wyjęłyśmy wszystko co miałyśmy w portfelach i zaraz po tym jak przyszedł Xavier z Johnem i wpuścili nas do domu, dałyśmy im pieniądze na wódke i sok. Oni wyszli do sklepu a my sie w tym czasie ugrzałyśmy... moim ulubionym od tej chwili miejscem był kawałek podłogi pod kaloryferem gdzie później spędziłam kolejne kilka godzin. Jak tylko wrócili to zaraz Xavier wszystkim polał i tak do rana piliśmy, gadaliśmy, słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy filmiki z różnych imprez i wyjazdów. Koło 6 zasnęłam bo byłam już wystarczająco zmęczona a obudził mnie ich śmiech przed 9. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, gdy mówili, że blado wyglądam a okazało się, że obsypali mi twarz mąką co w sumie nawet mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Johna już nie było a my włączyliśmy jakiś film. Pamiętam tylko, że ambitnie go oglądałam po czym znów zasnęłam i obudziłam się po 11 z nimi wszystkimi w jednym łóżku. Cudem wydobyłam się spod Abigail i Xaviera, którzy uwalili się na mnie jak na poduszce i chwiejnym krokiem zmierzyłam do łazienki. Zdziwiłam się bo jak po takim czasie mój makijaż wyglądał całkiem nieźle, poprawiłam tylko włosy i wróciłam do pokoju gdzie oni cały czas spali. Poczułam jak zaczęło mi suszyć a koło mnie stał tylko drink zapewne Abigail... wypiłam już z zupełnej rozpaczy braku napoju. Ubrałam się, obudziłam Xaviera, żeby zamknął za mną drzwi i wyszłam. Czułam się bardzo dobrze wracając do domu choć ludzie a szczególnie starsze panie dziwnie na mnie patrzyli. W obecnym stanie olałam ich wzrok i zmierzyłam do domu gdzie w salonie zastałam swoich rodziców.

-cześć słonko - jak zwykle miło przywitała mnie mama
-cześć mamo
-głodna jesteś?
-nie, tylko strasznie chce mi się pić, idę do siebie
-dobrze, później zawołam cię na obiad
-ok, kocham cię - rzuciłam na pożegnanie
-ja ciebie tez słonko

Poszłam do góry, po drodze witając się z siostrą, weszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Wzięłam do ręki telefon pamiętając o tym, jak Jey mówił, żebym zadzwoniła jak wrócę.

-cześć kochanie
-no hej, wróciłaś już?
-tak, właśnie weszłam do pokoju
-i jak było?
-na wycieczce fajnie choć trochę zimno a później to już wesoło
-jakie masz plany na dziś?
-raczej będę odpoczywać bo na nic innego nie mam siły a czemu pytasz?
-tak tylko
-a twoje plany?
-wieczorem jestem umówiony ze znajomymi
-ok... skarbie, zadzwonię później dobrze? Mama woła mnie na obiad
-dobrze, kocham cię
-też cię kocham

Rozłączyłam się z uśmiechem na ustach i zeszłam na dół. Zjadłam naleśniki z owocami i czekoladą i postanowiłam się zdrzemnąć. Poszłam na górę, przebrałam się w luźną koszulkę i położyłam się do łóżka.

-hej kochanie - obudził mnie znajomy głos, otworzyłam oczy i jak przez mgłę zobaczyłam Jeydona siedzącego obok mnie na łóżku
-czy ja śnię?
-nie głuptasie - zaśmiał się i pocałował mnie w policzek
-co tu robisz?
-twoja siostra zadzwoniła, że twoi rodzice i ona wychodzą a ty podobno nie wyglądasz najlepiej
-a to paskuda mała... ale cieszę się, że jesteś - podniosłam się na rękach i mocno go przytuliłam
-przyniosłem Ci ciastka od mamy i zrobiłem herbatę, wypij póki ciepła
-jesteś kochany - uśmiechnęłam się, po czym wzięłam kubek z herbatą i zrobiłam miejsce na łóżku, tak aby położył się koło mnie

Leżeliśmy tak oglądając jeden film po drugim od czasu do czasu przysypiając aż do nocy gdzie w końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Uwielbiam takie chwile...

poniedziałek, 3 grudnia 2012

007 - głupek!

*jakiś czas później*

Co z tego, że w poniedziałek i wtorek byłam w szkole skoro od środy rozłożyło mnie przeziębienie i cholerny ból pleców. Chyba skutki po sobotnie zadziałały na mnie z lekkim opóźnieniem. Po wizycie u lekarza zostałam z receptą i zwolnieniem ze szkoły. Fantastycznie - pomyślałam, w końcu będę miała czas na nadrobienie zaległości jakie narobiłam sobie od początku roku... Ale nie! Te kilka dni minęło tak szybko, że nie zdążyłam zrobić zupełnie nic. Gdy w sobotę poczułam się już nieco lepiej był jakiś płomyk nadziei, że wyzdrowieje. Po takim stwierdzeniu umówiłam się z Jey'em na niedzielę po jego pracy. Postanowiłam zrobić mu niespodziankę i przyjechać trochę wcześniej, jednak jego szef nie był już w tak dobrym nastroju jak ja i dorzucił mu pół godziny dodatkowo "bo trzeba zrobić" Ugh. No nic... Stałam co prawda na zimnym dworze jak kołek prawie godzinę tak, że na końcu nie czułam już ani rąk ani stóp ale było warto. Nic nie zastąpi widoku ukochanej osoby po kilku dniach rozłąki zwłaszcza jeśli te dwie osoby są do siebie bardzo przywiązane - jak my. 

-czeeeeeeeeeeść kochanie! - krzyknął po czym podbiegł do mnie i mocno przytulił tak, że ledwo mogłam złapać oddech, ale nie zaprotestowałam, podobało mi się, poczułam jego ciepło a przede wszystkim jego miłość - coś się stało? stoisz jak zamurowana
-no wiesz... zmarzłam trochę
-trochę?
-trochę bardzo, chodźmy gdzieś - zaproponowałam z błagalnym wzrokiem
-gorąca czekolada?
-czytasz w moich myślach? 
-no pewnie! - powiedział bardzo przekonywującym tonem
-to co jeszcze możesz wyczytać? - po tych słowach położył ręce na mojej głowie niczym wróżka na swojej kryształowej kuli i zaczął ją obracać na wszystkie strony co już nijak mi się podobało, gdyż fryzurę układałam prawie godzinę bo jak nigdy włosy nie chciały współpracować - no już? - zapytałam lekko zniecierpliwiona a zarazem rozbawiona łaskotkami, które niestety mam wszędzie
-chyba tak - oderwał w końcu swoje ręce a ja starałam się przywołać włosy do porządku
-no i?
-co no i?
-wyczytałeś coś?
-nie
-to po co to było?! 
-to? Aaa! Fajnie wyglądasz jak masz tak włosy w nieładzie - powiedział wesoło po czym uśmiechnął się szeroko i przyjął pozycję gotową do ucieczki
-gdyby nie fakt stóp z lodu to bym zaczęła cię gonić 
-może spróbuj? - i znów machnął ręką po moich włosach
-głupek!
-no dawaj - i znów to samo
-niech ja Cię dorwę! 

Nagle złapałam siły i zaczęłam za nim biec. Biegliśmy tak przez centrum miasta, roześmiani aż do płaczu, co chwila wpadając na jakiś przechodniów, którzy różnie reagowali na nasze wygłupy aż dotarliśmy pod centrum handlowe gdzie Jey się zatrzymał a ja nie zauważając tego czynu wpadłam na niego jak na słup. Objął mnie mocno i powiedział - masz mnie, co teraz zrobisz? - Ja nie zastanawiając się długo wspięłam się na palcach, przyciągnęłam jego twarz lekko w dół i pocałowałam.

-takie kary to ja lubię - uśmiechnął się, patrząc mi prosto w oczy
-nie mam siły na żadną inną - zaśmiałam się i podążyłam do środka 

Usiedliśmy w ulubionej kawiarni z dwoma kubkami gorącej czekolady, która na rozgrzanie już nie była potrzebna bo to zapewnił mi bieg przez miasto ale dla samego smaku i aromatu, który uwielbiam - była idealna. Siedzieliśmy tam na sofie wtuleni w siebie. Czas zleciał nam głównie na rozmowie, jakby nie było dopiero co się poznajemy więc opowiadaliśmy sobie wzajemnie o rodzinie, przyjaciołach, imprezach, różnych głupich akcjach i wydarzeniach jakie miały miejsce w naszym życiu. Po jakiejś godzinie wyszliśmy z centrum i skierowaliśmy się w stronę jednego z głównych placów miasta. Ulice były ciemne i puste, tylko od czasu do czasu przejechał samochód ale co się dziwić, była niedziela wieczór, normalni ludzie siedzą o tej porze w domu, szykując się do pracy i szkoły na następny dzień. Spacerowaliśmy tak do późnego wieczora aż w końcu trzeba było się zbierać do domu. Odprowadziłam Jeya na dworzec, na którym odbyliśmy jeszcze krótką ale bardzo wzruszającą rozmowę. Pociąg odjechał a ja ruszyłam w stronę przystanku autobusowego z mega uśmiechem na ustach. Przyjechałam do domu zmarznięta znów więc szybko wypiłam herbatę, położyłam się do łóżka i po chwili odpłynęłam.

piątek, 16 listopada 2012

006 - Oczom nie wierzyłam!

Obudziłam się, spojrzałam na zegarek i jak przez mgłę dostrzegłam dwie jedynki z przodu. Podniosłam się na ręce a jak już tyle dałam radę to stwierdziłam, że wstanę, starałam się wyjść z łóżka jak najciszej mogłam, żeby nie obudzić Jeya ale on mimo twardego snu i tak mnie usłyszał

-gdzie idziesz? - powiedział przez zamknięte oczy
-do łazienki, śpij dalej
-wracaj szybko - cmoknął ustami w moja stronę, po czym szeroko się uśmiechnął

Chwiejnym krokiem doszłam do łazienki, zamknęłam drzwi i podeszłam do lustra. Włosy nieco w nieładzie, jedna kreska z małym ubytkiem, brak różu na policzkach i mimo kilku godzin balowania i następnych kilku spania wszystko inne trzymało się na miejscu. Bóg mnie jednak kocha - pomyślałam. Nagle poczułam suchość w ustach. Ehe, zaczyna się. Wyszłam z łazienki, otworzyłam drzwi od pokoju i podążyłam na schody. Widoku salonu nieco się przeraziłam ale, nie to teraz zawracało moją głowę. Zmierzyłam do lodówki, wyjęłam sok kaktusowy i wypiłam jakieś pół kartonika. Wzięłam pod rękę jeszcze dwa opakowania i poszłam do góry.

-jestem, chcesz soku?
-o tak, poproszę
-wyspany?
-a jak sądzisz?
-sądzę, że... nie?
-bingo!
-to może idź jeszcze spać a ja pójdę sprzątać
-chyba głupia jesteś, chodź tu do mnie

Przyciągnął mnie do siebie tak, że bez wyjścia musiałam się położyć obok niego. Nigdzie nie idziesz - powiedział, po czym zaczął mnie delikatnie całować a jednym ruchem ręki odgarniał włosy z mojej twarzy. Nie miałam nic przeciwko, cudownie całował. Od ust, przez szyję, po dekolt i z powrotem. I już czułam się fantastycznie, już zapomniałam o całym bożym świecie, już miało być wspaniale, ta chwila miała się nie kończyć ale wtem pukanie do drzwi. Kurwa - powiedzieliśmy równo.

-kogo? - krzyknęłam
-to ja, mogę? - siostra zawsze wie, kiedy ma przyjść
-no chodź - mówiłam powoli, przy czym próbowałam ogarnąć kołdrę w jedną płaszczyznę, tak, żeby nas przykryć
-heej - powiedziała lekko speszona widząc nas w łóżku - sorki, że przeszkadzam ale Shanell i Abigail przyjechały i czekają w salonie
-po jakiego diabła?
-nie wiem
-dobra idź, zaraz przyjdę - po tych słowach padłam na łóżko obok Jeya - nie chce mi się
-wiem, po co one właściwie przyjechały?
-no właśnie nie wiem

Wstałam ubrałam bieliznę i luźniejszą koszulkę, związałam włosy w koka i zeszłam na dół.

-obiecałyśmy, że pomożemy ze sprzątaniem więc jesteśmy ! - wytłumaczyły widząc moją zakłopotaną minę
-a.. ale już?
-przeszkodziłyśmy Wam co? - i od razu nadstawiły uszy jakbym miała im bajkę na dobranoc opowiadać
-no tak ciut
-no wybacz laska ale mamy jeszcze kilka spraw więc teraz tu ogarniemy, spadamy i będziecie mieli czas dla siebie
-fantastycznie - już bardziej docierała do mnie ich obecność - dziękuję, że jesteście - uśmiechnęłam się szczerze i poszłam do kuchni po worki.

Wszystkie cztery wzięłyśmy się za zbieranie śmieci, wyrzucanie butelek i zbitych szklanek, odkładanie reszty ocalałego szkła do zmywarki i ogólne ogarnianie domu. Już wtedy nie czułam się najlepiej, kręciło mi się w głowie, cały czas musiałam pić i też nie wyglądałam najlepiej ale wiedziałam, że trzeba doprowadzić ten dom do stanu używalności jak to zawsze powtarzała mama. Jak dotarłyśmy już do końca po 2 godzinach Abigail i Shanell wzięły resztę rzeczy jakie zostawiły poprzedniej nocy i pojechały dalej a ja z Lolą wzięłyśmy się za wynoszenie pełnych worków ze śmieciami przed dom aby śmieciarka, która powinna jechać za godzinę je zabrała. W sumie uzbierał się niezły stos ale to było moim najmniejszym zmartwieniem bo gdy wychodziłam z domu z ostatnim już workiem, poczułam dziwny zapach co automatycznie wywołało u mnie odruch wymiotny. W życiu tak szybko nie biegłam do łazienki jak w tej chwili. Po 10 minutach mój żołądek był już zupełnie pusty. Podniosłam się z podłogi resztkami sił, podeszłam do umywalki, umyłam zęby, zmyłam makijaż, przemyłam twarz wodą, poprawiłam koka i wyszłam do kuchni, gdzie już czekała na mnie Lola z bułkami posmarowanymi masłem.

-zjedz, to ci dobrze zrobi, zaraz będzie herbata
-kochana jesteś - powiedziałam i posłałam jej jeden ze siostrzano-wdzięcznych uśmiechów

Po chwili do kuchni zszedł Jeydon, który w czasie kiedy my ogarniałyśmy zdążył się wykąpać i ubrać ze spokojem. Lola i dla niego przygotowała śniadanie, które zaraz mu podała.

-i jak się czuje moja kruszynka? - zapytał choć i tak wszystko wyczytał z mojej bladej twarzy
-nie najlepiej
-zaraz weźmiesz prysznic i pójdziesz dalej się położyć pewnie co?
-marzę o tym
-to jedz i idź do łazienki a ja w tym czasie ogarnę twój pokój - czy ja dobrze usłyszałam? mój chłopak chciał się brać za sprzątanie? gdyby nie to, że nie miałam siły na nic to był debatowała ale odpuściłam i byłam ciekawa efektu.

Po tym jak wcisnęłam praktycznie w siebie śniadanie, podążyłam do swojej łazienki ale na schodach zatrzymała mnie jeszcze siostra

-Kate?
-tak?
-bo wiesz... rodziców nie będzie jeszcze kilka dni a słyszałam, że Jeydon ma u nas jeszcze trochę zostać więc tak sobie pomyślałam...
-no wysłów się
-mogłabym spać dziś u Davida?
-a może David spać u Ciebie?
-a może?! - powiedziała podekscytowana
-on tutaj - pewnie, ty tam - nie
-jejku dziękuję!
-no już, już ale ty dzisiaj gotujesz obiad
-no jasne! - uradowała się jeszcze bardziej i poleciała jak rakieta do swojego pokoju

Ja trochę wolniejszym krokiem doszłam w końcu do łazienki, wzięłam szybki orzeźwiający prysznic, ubrałam ulubiony puchowy szlafrok, ciepłe skarpety, turban na głowę i wyszłam do swojego pokoju, którego w pierwszym momencie nie poznałam. Nie było mnie zaledwie może pół godziny a tu dywan odkurzony, panele umyte, na biurku nie stało nic poza laptopem, kosmetyki na toaletce ułożone, łóżko pościelone a wszystkie ubrania zamiast na sofie i krześle znalazły się w szafie. Oczom nie wierzyłam! Podeszłam do Jeydona, który stał przed łóżkiem i nic nie mówiąc, stanęłam na palcach, lekko przyciągnęłam jego twarz do swojej i namiętnie podziękowałam. Zaraz po tym zdjęłam szlafrok i wskoczyłam do łóżka, Jey położył się obok mnie, włączył jakiś film w telewizji ale obejrzałam tylko moment bo zaraz zasnęłam.

Obudziłam się po kilku godzinach, przeciągnęłam się, otworzyłam oczy a przed sobą ujrzałam uśmiechającego się Jey'a

-co cię tak cieszy kochanie? - odwzajemniłam uśmiech przy tym
-ty słońce
-ojeeej
-jak ja cię kocham to ty sobie nie wyobrażasz... - po tych słowach przyciągnął mnie do siebie i mocno przytulił, faktycznie nie wyobrażałam sobie tego, czułam to samo, wiedziałam to, jednak nadal nie docierało do mnie jakie szczęście trzymam w rękach, nadal nie czułam, że to dzieje się naprawdę, że ja taka sobie Kate może być z takim nie byle jakim Jeydonem. Przez niego uwierzyłam w miłość od pierwszego wejrzenia. A pamiętam to jakby było wczoraj, pierwszą rozmowę, każde słowo, każdy uśmiech, dotyk, spojrzenie... Na samą myśl uśmiechnęłam się szeroko.
-też cię kocham, wiesz?
-wiem - i tulił jeszcze mocniej - a tak zmieniając temat, twoja siostra miała chyba robić obiad no nie?
-głodny?
-strasznie
-ja też, chodź

Ubrałam legginsy i luźną koszulkę, żeby już nie paradować przed chłopakiem siostry w samym szlafroku. Zeszliśmy na dół gdzie Lola kończyła przygotowywać cudnie pachnące spagetti a David miał pojawić się lada chwila. Nakryliśmy do stołu i zaraz usłyszałam dzwonek do drzwi. Zza siostry ujrzałam nawet przystojnego bruneta z różą w ręku. No tak, gust to ona ma - zaśmiałam się sama do siebie.

-cześć jestem Kate, starsza siostra Loli, nie mieliśmy się okazji wcześniej poznać - uśmiechnęłam się szczerze, po czym wskazałam na Jeydona - to mój chłopak Jey a Lola przygotowała rewelacyjne spagetti więc zapraszamy do stołu - musiałam nieco poprowadzić rozmowę widząc jak siostra się nieco denerwuje.

Przy obiedzie atmosfera już trochę zelżała, Lola się bardziej otworzyła a tematem nierozłącznym było gotowanie i powiedzenie "przez żołądek do serca", po obiedzie zostawiliśmy ich w kuchni a sami poszliśmy do mojego pokoju gdzie Jey wziął się za pracę domową na poniedziałek a ja wrzuciłam fotki z imprezy na facebook'a. Po kilku przeprowadzonych rozmowach na czacie ze znajomymi, którzy byli obecni poprzedniej nocy, zamknęłam laptopa, włączyliśmy film, położyliśmy się do łóżka i po dwóch godzinach oglądania, rozmowy, pocałunków, pieszczot i przytulania zasnęliśmy z niemiłą myślą, że rano trzeba wcześnie wstać.

czwartek, 15 listopada 2012

005 - za Shanell!

*tydzień później*

Przez cały tydzień codziennie miałam wrażenie, że jest wtorek. Może to ze względu na zmianę czasu, na kilka opuszczonych lekcji i oczekiwanie na imprezę, która jak już nadeszła to okazało się, że ten czas zleciał niesamowicie szybko. W piątek poszłam spać dość późno przez co rano nie mogłam się ruszyć z łóżka ale jak już w końcu to uczyniłam to zjadłam małe śniadanie, ubrałam się w dres i z siostrą pojechałam do marketu po potrzebny asortyment. Wróciłyśmy, rozpakowałyśmy wszystko a po chwili przyjechał Chaz z kolejną porcją zakupów, ciuchów i alkoholu od Shanell, która miała dotrzeć później. Chaz wrócił do siebie a do nas przyjechał Cody. Wszyscy wzięliśmy się za sprzątanie, ogarnianie, szykowanie pizzy itp czynności przed imprezowych. Około 17 przyjechała Shanell z Xavierem i Chazem i już od początku zaczęli robić wszystkim zdjęcia. Zostawiłam ich w kuchni a sama poszłam na górę wziąć prysznic. Po kąpieli ubrałam się w dres a na głowę założyłam turban. Niestety czas do 20 czyli godziny rozpoczęcia imprezy zleciał za szybko i gdy goście już przychodzili ja nadal nie byłam gotowa. Wzięłam moją przyjaciółkę Abigail do swojego pokoju i w pół godziny zrobiłyśmy się na bóstwa.  W tym czasie przyszła reszta ekipy, niestety ciągle brakowało Jeydona. Muzyka poleciała z głośników, kieliszki zostały rozdane i wódka poszła w ruch.

-za Shanell! - krzyknęłam
-za Shanell! - odkrzyknęli wszyscy i przechylili kieliszki

Chciałam by te 17 urodziny moja kochana spędziła jak najlepiej bo to w końcu ostatnie przed pełnoletnością. Cody się postarał i wszędzie wisiały różowo czerwone lampki co nadawało niesamowity klimat. Co jakiś czas zaglądałam do kuchni gdzie dziewczyny przygotowywały resztę jedzenia, za co byłam im ogromnie wdzięczna bo niestety tego dnia miałam wyjątkowo dwie lewe ręce do gotowania. W końcu wyszłam na balkon gdzie cały czas ktoś palił i nie zdążyłam nic powiedzieć bo z salonu usłyszałam głośne

-Kate!!!
-co jest?! wbiegłam do pokoju jak oparzona potykając się szpilką o próg balkonu
-telefon dzwoni, trzymaj
-kto?
-no Jeydon a kto! - serce zabiło jakby mocniej, wiedziałam, że ma być chwilę później ale to już minęła godzina imprezy

Po chwili bez ruchu nacisnęłam zieloną słuchawkę i pobiegłam do swojego pokoju bo tylko tam było w miarę cicho

-h..halo? - powiedziałam niepewnym głosem
-hej misiu - usłyszałam jego ciepły głos i od razu kamień spadł mi z serca
-no hej, gdzie jesteś?
-jeszcze w domu, zatrzymali mnie dłużej w pracy i już mi pociąg nie pasował, za chwilę wychodzę - no tak, tak to jest jak się dojeżdża z za miasta
-no to dobrze, że dzwonisz bo już się zaczynałam martwić
-będę za około godzinę
-dobrze, przyjeżdżaj szybko, potrzebuję Cię
-coś się stało?
-nie! - krzyknęłam i zaśmiałam się naraz - podpita jestem
-no ładnie - tym razem to on zaśmiał się ze mnie - będę niedługo, trzymaj się, papa
-no pa - rozłączyłam się, uśmiechnęłam wewnętrznie i wyszłam z pokoju

Stanęłam na schodach i spojrzałam na dom pełen bawiących się ludzi. To pierwsza taka impreza w naszym domu - pomyślałam - i jak zajebiście! Poprawiłam włosy i zeszłam do wszystkich. Wzięłam kieliszek do ręki, stuknęłam się z Xavierem, który akurat stał obok mnie i przechyliłam czując jak trunek  przelewa się przez moje gardło. Oczywiście na dobrej imprezie nie mogło zabraknąć bitej śmietany, którą zaraz Xavier mnie spryskał i tak w moment cała od nosa do brody byłam biała. Ale nie na długo bo zaraz podleciała Abigail i Mia i zaczęły mnie całować. Najukochańsze moje less. Przypudrowałam w łazience trochę policzki i nos, usta pociągnęłam błyszczykiem i wróciłam do kuchni, gdzie stał Chaz, który robił frytki, zgarnęłam ze stołu aparat i zaczęłam mu robić zdjęcia po czym stanęłam obok piekarnika i zaczęłam się grzać bo trochę zmarzłam tak latając wszędzie. Oczywiście zaraz Chaz musiał mi cyknąć fotkę, która wyszła nieco śmiesznie. Wracając do salonu natknęłam się na Cody'ego, którego nazywam zawsze tatą

-no córa! twoje zdrowie! - stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy kolejną porcję czystej zimnej wódki - kiedy będzie Jey?
-już jedzie - uśmiechnęłam się szeroko
-no to niech się pospieszy bo ty mi się tu zdążysz skończyć - zaśmiał się
-aaaa tam! a nawet! czuję się fantastycznie! - i podążyłam dalej przed siebie długim korytarzem wypełnionym całującymi i przytulającymi się do siebie parami.

A ja jak nigdy szłam w wysokich, ciut za dużych szpilkach - chyba mi stopa maleje - prosto i równo co nigdy nie było możliwe. Weszłam do salonu gdzie akurat włączyli jeden z najlepszych utworów z filmu Projekt X i naraz wszyscy zaczęli tańczyć i śpiewać a ja razem z nimi. I tak trwałam w takim stanie dłuższy czas zapominając o bożym świecie, co chwilę rozmawiając i stukając się kieliszkiem z kimś innym aż ktoś złapał mnie od tyłu jedną ręką za biodro a drugą zakrywając mi oczy.

-puk puk - szepnął do ucha, najbardziej rozpoznawalny tekst, który wywołał u mnie niesamowite dreszcze
-Jeydon! - krzyknęłam, odwróciłam się i rzuciłam mu się na szyję
-Jeydon! - zawołała reszta imprezowiczów, która zaraz podała mu pełny kieliszek
-twoje zdrowie kochanie - powiedział, po czym uniósł kieliszek do góry i wypił jego zawartość
-dobrze, że jesteś

Stanęłam na czubkach palców, najwyżej jak tylko mogłam bo niestety mimo wysokich szpilek i tak wciąż był dużo wyższy ode mnie i lekko musnęłam jego usta, on odwdzięczył się tym samym i tak staliśmy wtuleni w siebie dłuższą chwilę. Teraz czułam się najlepiej na świecie. Tą jakże cudowną chwilę musiała przerwać oczywiście Abigail, która Jeya widziała po raz pierwszy i chciała go koniecznie poznać. Kochane przyjaciółki zawsze się martwią i za to je uwielbiam.

-KARAOKE ludzie! - krzyknęła Lola, która jak się okazało stała na stole, chwiejnie bo chwiejnie ale stała

Chłopaki podłączyli laptopa pod telewizor i zaczęli włączać po kolei co raz to lepsze utwory z tekstami. Śpiewaliśmy chyba z godzinę po czym znów znalazłam się w kuchni tym razem tylko z Jeydonem

-i jak się bawisz? - zapytał nalewając mi soku do szklanki, żebym miała czym popić następna kolejkę
-jak jeszcze nigdy w życiu! a ty?
-fantastycznie bo z Tobą
-ooo - uśmiechnęłam się szeroko - jaki ty jesteś słodki, chodź tu do mnie

Stałam oparta nogami o szafki kuchenne ale, że dość nie stabilnie to Jey usadził mnie na blacie i podszedł bliżej, przysunęłam się na brzeg blatu i rozłożyłam nogi, żeby być jak najbliżej niego. Stanął przede mną, ręką objął mnie w talii, drugą podniósł moją brodę i zaczął mnie całować. To było coś magicznego, coś innego, takie uczucie jakiego jeszcze nigdy nie zaznałam w tej chwili przeszyło całe moje ciało.

-niesamowite - westchnęłam
-co takiego?
-wszystko
-wszystko w porządku? - uśmiechnął się skromnie
-w jak najlepszym - puściłam do niego oczko i wróciliśmy do poprzedniej czynności

Jego ręce przesuwały się po całym moim ciele jakby błądziły a zarazem znały cel tej podróży. Przechodziły mnie przyjemne dreszcze i za nic w świecie nie chciałam kończyć tej chwili... Ale nie! Zawsze coś musi nam przerwać, tym razem były to dziewczyny, które przyszły po tort, który mieliśmy wyjąć i zapalić na nim świeczki równo o północy bo Shanell urodziny miała dokładnie w niedzielę.

-już? - zapytałam
-tak, za 2 minuty północ
-jak ten czas leci
-i chyba wiem czemu - powiedziała Roxi, puszczając do nas oczko

Stanęłam o własnych nogach, wyjęłam świeczki i podałam je dziewczyną, żeby zapaliły na torcie. Do salonu zaniosłam stos plastikowych talerzyków, bo kto będzie myć naczynia po takich tłumach. Tort przyniósł Xavier i nawet już nawet nie pamiętam czy śpiewaliśmy sto lat czy Shanell po prostu zdmuchnęła świeczki. Zaraz po torcie muzyka leciała dalej, wszyscy tańczyli a w powietrzu unosił się dym z kadzidełek, który w połączeniu z kolorowymi lampkami wyglądał zjawiskowo. Po jakimś czasie, gdy grono imprezowiczów trochę się zmniejszyło Shanell przyniosła grę "Prawda czy wyzwanie", którą zakupiła specjalnie na tą okazję. Na podłodze położyliśmy jedną z pustych butelek po wódce i zaczęliśmy grę. Większość decydowała się na same pytania i chyba tylko ja byłam na tyle pijana, żeby brać same wyzwania a te były różne... Od całowania przyjaciółki przez łaskotki itp. Jedno wyzwanie polegało na tym, że musiałam zdjąć sukienkę i tak zostać do końca gry a następne polegało na tym, że musieli owinąć mnie papierem toaletowym ale nic nie przebije tekstów chłopaków przy tym

-możesz oddychać? - zapytał Cody
-tak
-to muszę mocniej zawiązać

I Xavier - No nie! Najpierw ją rozbieramy a teraz zakrywamy papierem?!

Potem już papier walał się wszędzie. Po skończonej grze w końcu mogłam się ubrać. A jak wpadł w moje ręce szampan tak chodziłam z nim po całym domu, rozmawiając ze wszystkimi aż wypiłam ponad pół butelki i oddałam ją Abigail. Do rana siedzieliśmy już w dużo mniejszym gronie, słuchając muzyki, pijąc i rozmawiając. Koło 7 rano wszyscy rozjechali się do swoich domów a ja z Jeydonem poszliśmy na górę do mojego pokoju. Chwiejnym krokiem krocząc po puchowym dywanie rozebraliśmy się wzajemnie, położyliśmy się do łóżka i po pocałunkach i pieszczotach odpłynęliśmy w głęboki sen.

sobota, 3 listopada 2012

004 - chcę wrócić cały do domu


Rano obudził mnie telefon, który na moje nieszczęście leżał na drugim końcu pokoju. Przy pierwszej próbie wstania spadłam z łóżka a na mnie poleciała Mia.

-rewelka - powiedziałyśmy równo i wstałyśmy przy okazji budząc wszystkich wokół

W ostatniej chwili doszłam do telefonu a na wyświetlaczu zobaczyłam "Jeydon ♥ dzwoni...". Chwyciłam koc, okryłam się nim i wyszłam usiąść na ławkę przed domkiem.

-halo? - powiedziałam z lekką chrypką
-dzień dobry kochanie
-cześć - już z większym uśmiechem pod wpływem jego głosu
-w nocy wróciłem do domu, napisałem Ci wiadomość
-widocznie nie zauważyłam, trochę balowaliśmy wczoraj
-no słyszę właśnie
-kac morderca, nie ma serca
-no to się lecz, widzimy się w niedziele?
-mhm, jakie plany?
-kino?
-może być
-i basen?
-ooo niee kochany
-czemu?
-nie umiem pływać i nie będę się uczyć - zaśmiałam się - może łyżwy?
-chcę wrócić cały do domu... kręgle?
-fantastycznie!
-w takim razie spotkajmy się o 12 pod kinem
-ok
-kocham cię, wiesz?
-wiem - uśmiechnęłam się w duchu - ja ciebie też kocham

Po tych słowach skończyliśmy rozmawiać a do mnie przyszedł Xavier i Shanell, żeby zapalić z rana. Oczywiście nie obyło się bez proponowania mi papierosa ale jak zwykle odmówiłam, jak żyję 17 lat tak jeszcze w życiu nie zapaliłam i mam zamiar nadal być z tego dumna. Posiedzieliśmy tak chwilę bo na dłuższą metę robiło się strasznie zimno, wróciliśmy do środka gdzie wszyscy już wstali na większym lub mniejszym kacu i szykowaliśmy się do wyjazdu. Założyłam płaszcz, szpilki, wzięłam torebkę i siostrę pod rękę.

-i jak się czujesz? - zapytałam
-no nawet dobrze, ale tęsknie już za moim łóżkiem
-oj ja też, wracamy i idziemy spać - zaśmiałyśmy się równo

Po pół godzinie wesołej drogi dotarłyśmy do domu, rodziców nadal nie było więc rozeszłyśmy się do swoich pokoi. Weszłam do siebie, zamknęłam drzwi, zrzuciłam z siebie ubrania i położyłam się do łóżka. Po 20 minutach obracania się z boku na bok odechciało mi się spać więc poszłam pod prysznic, co dodało mi energii. Ubrałam szlafrok i ogarnęłam swój pokój. Położyłam się do łóżka z laptopem, zalogowałam się na Facebook'a a tam już pojawiły się zdjęcia z wczorajszej imprezy, które odpowiednio polubiłam i skomentowałam śmiejąc się przy tym w głos. Zeszłam do kuchni, zrobiłam na obiad filety z kurczaka i frytki. Zaniosłam jedną porcję siostrze, która dopiero co się obudziła a sama zjadłam u siebie. Bez żadnych perspektyw na wieczór postanowiłam zostać w domu i chociaż coś pouczyć się do szkoły na przyszły tydzień ze względu na zajętą niedzielę. Wyjęłam tylko z lodówki piwo o smaku tequili i zasiadłam przed niewielkim biurkiem, które mieści się w moim pokoju pod oknem z pięknym, kolorowym widokiem. I tak resztę wieczoru spędziłam na nauce biologii i ekonomii...

piątek, 2 listopada 2012

003 - za spotkanie!


Około 8 wpadła do mnie Lola krzycząc SHOPPING TIME !!! Wariatka - pomyślałam, uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka, na które zaraz upadłam.

-uuu.. kacyk? - zapytała
-o jezu moja głowa. Weź mi daj jakieś tabletki
-o wszystkim pomyślałam, trzymaj
-kochana jesteś - powiedziałam umierającym głosem

Wzięłam tabletki, wypiłam sporą ilość wody, po czym poszłam wziąć orzeźwiający prysznic i ubrałam ulubiony szlafrok. Zeszłam na dół gdzie cała rodzina czekała już ze śniadaniem.

-macie na dzisiaj jakieś plany dziewczynki? - zapytała mama
-zaraz jedziemy na zakupy do centrum handlowego a później nie wiem, a czemu pytasz?
-my z tatą dziś wychodzimy i wrócimy pewnie jutro tak, żebyście się nie martwiły
-spoko, to może my też dziś wyjdziemy
-tylko grzecznie mi, Lola ma dopiero 15lat...
-spokojnie mamo, zaopiekuję się nią tak jak powinnam - i posłałam jej całusa na znak, że mówię prawdę
-no dobrze, a czym pojedziecie?
-autobusem zapewne jak zwykle
-musisz zrobić w końcu to prawo jazdy
-tak, wiem mamo, niedługo się zapisuje przecież
-dobrze, dobrze zostawię wam w kuchni pieniądze na taksówkę, nie lubię jak jeździcie tymi autobusami
-dzięki mamo - wstałam, ucałowałam ją i tatę w policzek i poszłam na górę

Wyjrzałam przez okno dla sprawdzenia pogody i ujrzałam tysiące kolorów... Nie ma co, Atlanta o tej porze roku jest przepiękna, przynajmniej obrzeża na jakich mieszkamy. Uśmiechnęłam się w duchu naładowana pozytywną energią bijącą od tych ciepłych barw i ruszyłam do szafy. Zdecydowałam się na ciemne spodnie, kremowy sweterek, i brązowe buty na koturnie, do tego brązowa torebka i w tym samym kolorze szeroka bransoleta. Spojrzałam w lustro, dodałam jeszcze wzorzysta chustę na szyję i usiadłam przed toaletką. Makijaż zrobiłam delikatny i subtelny tak, żeby dopełniał całości. Wysuszyłam moje długie brązowe włosy, spakowałam torebkę w niezbędne przedmioty i wyszłam z pokoju do siostry, która już czekała na mnie w salonie.

-taksówka będzie za 5 minut
-fantastycznie
-co ty chcesz właściwie dziś kupić?
-muszę uzupełnić ten pusty wieszak o jakąś fajną kieckę no i trzeba Ciebie na niedzielę ładnie wyszykować, a co dalej to najświętsi nie wiedzą - zaśmiałyśmy się obie i wyszłyśmy z domu.

Taksówka o dziwo przyjechała dość szybko i po pół godzinie byłyśmy już przed ulubionym centrum. Szalałyśmy po sklepach, tak jak lubimy najbardziej, przy okazji wstąpiłyśmy do kawiarni na ulubioną ciasteczkową latte z bitą śmietaną i czekoladową polewą - tak, najlepsza bomba kaloryczna pod słońcem. W końcu znalazłam sukienkę idealną, gdy tylko ją zobaczyłam powiedziałam, że jest moja. Niby zwykła tunika z szerokimi na ramkami ale cała była pokryta różnej wielkości srebrnymi cekinami. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, to tak jak w Jeydonie. W sumie wyszło na to, że z centrum wyszłyśmy z kilkunastoma pełnymi torbami zakupów. Jeszcze tylko obiad na mieście i miałyśmy zbierać się do domu ale dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki z klasy Shanell "Będziemy o 19 pod twoim domem, szykujcie się! ;*" Dochodziła 17 więc zrezygnowałyśmy z czekania na kelnera, wsiadłyśmy do jednej z taksówek stojących pod centrum i pojechałyśmy do domu. Co też ona mogła znowu wymyślić? Nie miałyśmy zielonego pojęcia ale stwierdziłam, że to dobra okazja na założenie nowego nabytku i czarnych szpilek. Lola założyła jedną z czarnych sukienek oczywiście z mojej szafy, obie mocno podkreśliłyśmy oczy linerem i rozpuściłyśmy włosy. Mimo dwóch lat różnicy wyglądałyśmy na bliźniaczki. Jeszcze tylko koralowa szminka i byłyśmy gotowe do wyjścia. Punkt 19 pod dom podjechał van, wsiadłyśmy do środka a tam już czekała cała ekipa składająca się z Shanell, Mii, Ryana, Xaviera, Justina, Christiana, Chaza i Codiego. Z początku nie chcieli powiedzieć gdzie jedziemy ale jak już w końcu to z nich wyciągnęłam to okazało się, że wymyślili sobie grilla u Justina na działce. Zaraz po dotarciu na miejsce, kieliszki poszły w ruch.

-za spotkanie! - krzyknął Justin
-za spotkanie! - odparli wszyscy

Po pierwszym toaście chłopaki wzięli się za rozpalanie grilla a dziewczyny za szykowanie jedzenia.

-taka opieka mi pasuje siostra - powiedziała Lola
-ze mną nie zginiesz kochanie - odparłam z uśmiechem
-hej, hej, hej! - podleciała Shanell
-no hej, hej, jak im idzie?
-a jak myślisz? - z niewiadomych powodów buchnęła śmiechem przez co i ja się zaczęłam śmiać
-no i z czego tak się śmiejecie dziewczynki - podszedł i objął nas obie Xavier
-a nic, nic
-no ja myślę, zaraz ogień będzie, nie bójcie się
-dobrze, dobrze

Odszedł a my nadal śmiałyśmy się w głos tak jak lubimy najbardziej. W końcu grill został rozpalony i pierwsze kiełbaski i filety kurczaka poszły na ruszt. W tym czasie Cody włączył muzykę więc wszyscy zaczęli tańczyć, wirować i latać po całej działce jakby oszaleli. Chaz cały czas polewał tak aby nikomu nie brakło, tylko taka styczność z alkoholem mu pozostała, gdyż stwierdził, że nic nie będzie pił i rano odwiezie nas do domu. Zabawa z nimi jak zwykle była rewelacyjna, wódka lała się litrami ale po wczorajszej nocy postanowiłam z Lolą ominąć kilka kolejek. Mimo to i tak nie pamiętam jak znalazłam się rano w jednym łóżku z pięcioma osobami śpiąc z głową zwisającą poza łóżko...

czwartek, 1 listopada 2012

002 - nie gniewasz się?


Rano obudziła mnie moja młodsza siostra Lola serwując mi do łóżka naleśniki z miodem i sok z pomarańczy, co od razu dało mi znać, że coś się stało. Kazałam jej usiąść na przeciwko mnie i opowiedzieć wszystko ze szczegółami co działo się poprzedniej nocy ale ona tylko oznajmiła:

-mam dwie wiadomości... dobrą i złą, która pierwsza?
-dobra?
-poznałam wczoraj meeeega przystojniaka na imprezie, ma na imię David i jest dwa lata starszy, twój rocznik - i puściła do mnie oczko
-no dobra to już wiemy skąd ten dobry humor a skąd naleśniki?
-no bo... pamiętasz jak mówiłaś, że mogę brać z twojej szafy co chcę?
-pamiętam
-pożyczyłam wczoraj jedną sukienkę i ...
-i?! - zapytałam poirytowana
-i zahaczyłam się o coś i się rozdarła - powiedziała głosem niewiniątka
-która?! - krzyknęłam, ale nie dałam jej odpowiedzieć i poszłam do swojej szafy.

Od razu rzucił mi się w oczy pusty wieszak, na którym jeszcze dwa dni temu wisiała jedna z moich ulubionych sukienek, jednak przywołująca złe wspomnienia związane z pewnym balem... Od dawna chciałam się jej pozbyć ale coś mi kazało ją zostawić. No cóż od czego ma się siostrę.

-dobra mała, w porządku - usiadłam obok niej i objęłam ramieniem
-nie gniewasz się?
-nie, pod warunkiem, że jutro pojedziesz ze mną na zakupy
-dzięki, jesteś najlepsza - po tych słowach ucałowała mnie w policzek i wybiegła szczęśliwa z mojego pokoju
-Lola! - krzyknęłam zanim jeszcze zdążyła zamknąć drzwi
-tak?
-może zaprosisz Davida w niedzielę na obiad? Muszę zobaczyć czy jest dla Ciebie odpowiedni - mrugnęłam okiem w jej kierunku - Jeydon też będzie...
-naj, naj, najlepsza! - krzyknęła i pobiegła do swojego pokoju

Dokończyłam jeść siostrzane śniadanie, wzięłam szybki prysznic, ubrałam się stosownie do święta, mocno podkreśliłam oczy linerem, ułożyłam grzywkę i zeszłam do rodziców i Loli czekających na mnie i na wyjazd do babci na obiad, który później dłużył się w nieskończoność...
Późnym popołudniem zostawiłyśmy staruszków w spokoju a same ruszyłyśmy do naszej kuzynki Mii...
Jak zwykle wpadłyśmy do domu bez pukania, dzwonienia i innych niepotrzebnie zabierających czas domownikom czynności, ucałowałyśmy ciocię,kuzyna Ryana i znalazłyśmy się na puchowym dywanie w naszym miejscu docelowym. Jak zwykle w tle leciały delikatne rockowe brzmienia, które między innymi gatunkami bardzo lubię. Mia przyniosła 3 kieliszki i butelkę czerwonego wina. Jako, że w tym temacie jesteśmy wprawione, otwarcie przyszło nam z łatwością i mogłyśmy rozkoszować się tym niepowtarzalnym smakiem i zapachem, który tylko Nas pobudzał do rozmów o chłopakach. Co się dziwić? Mia jest z Justinem, ja dzięki nim jestem z Jeydonem i wszystko wskazuję na to, że niedługo i nasza kochana Lola będzie miała swojego wybranka. Zostaje nam tylko Lauren, młodsza siostra Mii, która obecnie podróżuje sobie gdzieś. Przegadałyśmy w sumie prawie całą noc, opróżniłyśmy 2 butelki wina, po czym stwierdziłyśmy z Lolą, że wypadałoby wrócić do domu, jednak nasz stan na to nie do końca pozwalał. Na szczęście jest ktoś taki jak Ryan, który odwiózł nas pod dom i odprowadził do pokoi... Potem pamiętam tylko jak wychodził ode mnie i zasnęłam.

środa, 31 października 2012

001 - Pokochaj swoje życie kochanie


Lubię takie dni jak dziś... Ze spokojem mogłam się wyspać, wykąpać się, zjeść porządne śniadanie, co niestety jest rzadkością ostatnimi czasy, oraz dobrać ubrania na wieczorną sesję. Jak już się ogarnęłam to spakowałam w torbę dwa zeszyty, portfel i pobiegłam na autobus. Wrrr, nie lubie ich. Ale już niedługo prawko - to jedyna pocieszająca myśl w obecnym stanie rzeczy. Zajęcia zaczynałam dopiero o 13 więc trafiłam jeszcze na przerwę, na której już czekał na mnie Jeydon.

-cześć piękna
-no hej
-mam złą wiadomość - ugh, jak ja nie lubie jak ktoś tak mówi, okazuję się później, że chomik umarł albo, że randka odwołana, cholernie nie lubię,
-hm?
-muszę wyjechać na dwa dni do Polski do rodziny, wiesz Święto Zmarłych...
-a tak, no jasne, w porządku, rozumiem - odpowiadałam jak najszybciej, żeby ciśnienie, które przed chwilą się we mnie zgromadziło, uciekło razem z tymi słowami
-nie gniewasz się?
-no co ty skarbie - uśmiechnęłam się lekko
-dzięki, wiesz, że Cię kocham - po tych słowach delikatnie musnął moje wargi swoim ciepłym pocałunkiem
-ja Ciebie też kocham, więc kiedy wracasz?
-w piątek wieczorem najprawdopodobniej... Spotkamy się w weekend?
-sobota?
-niedziela?
-przyjedziesz?
-a chcesz?
-no jasne
-no to masz odpowiedź - i znów mnie pocałował, jest przesłodki jak tak się ze mną droczy...
-w takim razie miłej podróży skarbie i ucałuj ode mnie rodziców
-w końcu muszę Cię z nimi zapoznać
-jeszcze jest na to czas - uśmiechnęłam się, po czym mocno go przytuliłam, pożegnałam się i pobiegłam na lekcję ze średnio lubianą przeze mnie panią profesor.

Reszta lekcji minęła dość szybko, cały czas nawijałyśmy z dziewczynami o organizowanej przeze mnie wkrótce imprezie, z tego co wyszło to ma być to domówka roku! Oby!
Po szkole przyjechał po mnie Xavier, który zabrał mnie na tą całą sesję. Fajnie mieć takich przyjaciół modeli co się im powie, że kończą mi się zdjęcia do wklejania na Facebook'a to załatwiają najlepszego fotografa i organizują sesję. To było fantastyczne przeżycie. Po wykonaniu wszystkich zdjęć rzuciłam na nie okiem bo dla siebie dostanę je dopiero za kilka dni. I stwierdziłam, że czas ostrzej wziąć się za siebie a wtedy już coraz bliżej do sesji bikini na plaży! O tak! I może jeszcze nad polskim morzem. Jey mówił, że polskie morze ma swój klimat...

Po sesji zabrałam Xaviera na dużą pizzę w podziękowaniu za tak udany wieczór, po czym odwiózł mnie do domu. Tradycyjnie nikogo nie zastałam, no tak, jest halloween, wszyscy wybyli na imprezy... A ja? Raczej nie z tych. Zdecydowanie bardziej wolę domówki i póki co skupiam się na tym, żeby najbliższa była jak najlepsza. Zostawiłam torbę w holu, zaparzyłam miętową herbatę, zrobiłam popcorn i z tym rozsiadłam się w salonie zawinięta w ulubiony mięciutki koc, oglądałam filmy w TV. Około 3 w nocy zrobiłam się bardzo senna więc poszłam na górę do swojej sypialni, przebrałam się w luźną koszulkę i legginsy czyli moje ulubione rzeczy do spania, położyłam się ale wzięłam jeszcze na chwilę telefon, żeby ustawić budzik a tam jak się okazało od kilku godzin migała wiadomość "Lecę, kocham cię, odezwę się w piątek wieczorem, papa ;*" i z uśmiechem na ustach zasnęłam.