piątek, 21 grudnia 2012

008 - napiłabym się wódki

W końcu przyszedł weekend... Tydzień minął dość szybko, wpadło kilka dobrych i złych ocen, ale to nic, wszystko poprawie - przynajmniej wciąż to sobie powtarzam. I tak zrobił się czwartek, w szkole dość nudny w dodatku nie było tego dnia Jeya co nie dawało mi za bardzo powodów do uśmiechu. Po szkole pojechałyśmy z Shanell na solarium, bo czasem trzeba się porządnie wygrzać jeszcze na małe zakupy, żeby zaopatrzyć się w prowiant na piątkową wycieczkę i do niej na noc. Z niewiarygodną jak na nas szybkością posprzątałyśmy cały dom, po czym wykąpałam się, zrobiłam paznokcie, zawinęłam włosy tak aby rano mieć loki i koło północy zasnęłam. O 3 zaczęły już wydzwaniać nasze budziki. Z prędkością żółwia ruszyłam się z jej niewiarygodnie w tej chwili wygodnego łóżka. Ubrałam uszykowane od wczoraj czarne rurki, bokserkę i bluzę, zrobiłam makijaż choć przyznam, że wyszło to cudem gdyż widziałam jak przez mgłę. O 4 na moim wyświetlaczu pojawiło się przypomnienie "Obudzić Jeya! ♥" chwyciłam za komórkę i wybrałam jego numer.

-halo? - powiedział swoim zaspanym i niezwykle jarającym głosem
-dzień dobry kochanie
-no heeej - wymruczał, co wywołało u mnie uśmiech od ucha do ucha
-wstań już, żebyś się nie spóźnił
-no wstaje, wstaje. Szkoda, że cie dziś nie będzie
-no niestety słońce, zobaczymy się w poniedziałek
-tęsknie wiesz?
-wiem! ja za Tobą też i to szalenie
-Kocham Cię - znów wymruczał
-oh, też cie kocham - po wypowiedzeniu tych słów poczułam jak robi mi się cieplej
-odezwę się później co?
-mhm
-pa
-no pa - odłożyłam telefon i padłam na łóżko...

Chwilę uśmiechałam się w duchu aż wpadła Shanell.
-a ty się dobrze czujesz? - patrzyła na mnie lekko skrzywiona jakby zobaczyła mnie zjaraną
-fantastycznie - powiedziałam cicho i z szerokim uśmiechem - fantastycznie! - już bardziej przytomna powtórzyłam wstając z łóżka
-no, to świetnie. Idę się pomalować i zejdziemy na śniadanie
-spoko, spakuje się w tym czasie

Do torebki wrzuciłam butelkę wody, paczkę wafli ryżowych, paczkę bułeczek maślanych, kilka kosmetyków oraz leginsy i bluzkę na wieczorną imprezę. Zjadłyśmy śniadanie i miałyśmy szczęście, że tata Shanell był w domu, przynajmniej nas odwiózł bo nie uśmiechało nam się jechać o 5 rano przez całe miasto, żeby dotrzeć pod szkołę, gdzie zbieraliśmy się w oczekiwaniu na autokar, który oczywiście musiał się spóźnić. Ale w tym czasie zdążyłyśmy pogadać ze znajomymi, wypić energetyki i napalić się na 3h jazdy. Gdy tylko autokar podjechał, zajęłyśmy swoje miejsca stosunkowo daleko od znajomych ale wcale mnie to nie obchodziło obecnie bo po niedługim czasie ułożyłam się wygodnie w fotelu i zasnęłam. Obudziłam się tuż przed wjazdem do Jacksonville. Jedno z większych miast USA a liczbę ludności dało się odczuć już przy pierwszym korku. Po zwiedzeniu największego parku w mieście, katedry i jakiegoś placu dostaliśmy trochę wolnego czasu, który wykorzystałyśmy na zrobienie kilku zdjęć i zjedzenie kanapek. Potem jeszcze trochę przechadzaliśmy się po mieście ale bardziej interesowały mnie rozmowy ze znajomymi niż to co mówił przewodnik. Pod wieczór byliśmy już w autokarze, żeby przebić się przez wszystkie korki i zdążyć dojechać do Atlanty przed północą.
Pod szkołą byłyśmy chwilę po 23. Tam czekał już na nas mój tata i Abigail. W samochodzie przebrałyśmy się i po jakimś czasie dotarłyśmy pod klub. Abigail dała nam wlotki, które kupiła dla nas już kilka dni wcześniej, oddałyśmy kurtki, pogadałyśmy z kilkoma starymi znajomymi i poszłyśmy do baru. Shanell nie czuła się najlepiej więc nie chciała pić za to my z Abi wzięłyśmy dwie butelki ulubionego piwa i poszłyśmy tańczyć. Miał to być balet roku niestety po pół godzinie zrobiła się lekka stypa więc wyszłyśmy dzwoniąc do Xaviera:

-Xavier?
-no co jest dziewczynki?
-gdzie jesteś?
-w studiu
-a o której będziesz w domu?
-nie wcześniej niż za godzinę
-to spinaj dupę, poczekamy pod twoim blokiem
-coś się stało?
-balet przerodził się w stypę a nie chce nam się wracać do domu
-no dobra ale będę z ziomkiem
-to świetnie! czekamy!
-ok, na razie

Jednak w drodze do Xaviera Shanell stwierdziła, że jest bardzo zmęczona więc wróci do siebie ale kawałek dalej spotkałyśmy Taylor, która też nie miała co ze sobą zrobić to zgarnęłyśmy ją ze sobą. Niestety komunikacja nocna daje w kość i na Xaviera musiałyśmy czekać prawie 2h na jego klatce schodowej a to była wyjątkowo zimna noc.

-trzeba by się jakoś rozgrzać co nie? - narzuciła Abigail
-coś proponujesz?
-napiłabym się wódki
-pijaku.. - zaśmiała się Taylor
-w sumie to nie głupi pomysł - odparłam

W ten sposób wyjęłyśmy wszystko co miałyśmy w portfelach i zaraz po tym jak przyszedł Xavier z Johnem i wpuścili nas do domu, dałyśmy im pieniądze na wódke i sok. Oni wyszli do sklepu a my sie w tym czasie ugrzałyśmy... moim ulubionym od tej chwili miejscem był kawałek podłogi pod kaloryferem gdzie później spędziłam kolejne kilka godzin. Jak tylko wrócili to zaraz Xavier wszystkim polał i tak do rana piliśmy, gadaliśmy, słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy filmiki z różnych imprez i wyjazdów. Koło 6 zasnęłam bo byłam już wystarczająco zmęczona a obudził mnie ich śmiech przed 9. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, gdy mówili, że blado wyglądam a okazało się, że obsypali mi twarz mąką co w sumie nawet mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Johna już nie było a my włączyliśmy jakiś film. Pamiętam tylko, że ambitnie go oglądałam po czym znów zasnęłam i obudziłam się po 11 z nimi wszystkimi w jednym łóżku. Cudem wydobyłam się spod Abigail i Xaviera, którzy uwalili się na mnie jak na poduszce i chwiejnym krokiem zmierzyłam do łazienki. Zdziwiłam się bo jak po takim czasie mój makijaż wyglądał całkiem nieźle, poprawiłam tylko włosy i wróciłam do pokoju gdzie oni cały czas spali. Poczułam jak zaczęło mi suszyć a koło mnie stał tylko drink zapewne Abigail... wypiłam już z zupełnej rozpaczy braku napoju. Ubrałam się, obudziłam Xaviera, żeby zamknął za mną drzwi i wyszłam. Czułam się bardzo dobrze wracając do domu choć ludzie a szczególnie starsze panie dziwnie na mnie patrzyli. W obecnym stanie olałam ich wzrok i zmierzyłam do domu gdzie w salonie zastałam swoich rodziców.

-cześć słonko - jak zwykle miło przywitała mnie mama
-cześć mamo
-głodna jesteś?
-nie, tylko strasznie chce mi się pić, idę do siebie
-dobrze, później zawołam cię na obiad
-ok, kocham cię - rzuciłam na pożegnanie
-ja ciebie tez słonko

Poszłam do góry, po drodze witając się z siostrą, weszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Wzięłam do ręki telefon pamiętając o tym, jak Jey mówił, żebym zadzwoniła jak wrócę.

-cześć kochanie
-no hej, wróciłaś już?
-tak, właśnie weszłam do pokoju
-i jak było?
-na wycieczce fajnie choć trochę zimno a później to już wesoło
-jakie masz plany na dziś?
-raczej będę odpoczywać bo na nic innego nie mam siły a czemu pytasz?
-tak tylko
-a twoje plany?
-wieczorem jestem umówiony ze znajomymi
-ok... skarbie, zadzwonię później dobrze? Mama woła mnie na obiad
-dobrze, kocham cię
-też cię kocham

Rozłączyłam się z uśmiechem na ustach i zeszłam na dół. Zjadłam naleśniki z owocami i czekoladą i postanowiłam się zdrzemnąć. Poszłam na górę, przebrałam się w luźną koszulkę i położyłam się do łóżka.

-hej kochanie - obudził mnie znajomy głos, otworzyłam oczy i jak przez mgłę zobaczyłam Jeydona siedzącego obok mnie na łóżku
-czy ja śnię?
-nie głuptasie - zaśmiał się i pocałował mnie w policzek
-co tu robisz?
-twoja siostra zadzwoniła, że twoi rodzice i ona wychodzą a ty podobno nie wyglądasz najlepiej
-a to paskuda mała... ale cieszę się, że jesteś - podniosłam się na rękach i mocno go przytuliłam
-przyniosłem Ci ciastka od mamy i zrobiłem herbatę, wypij póki ciepła
-jesteś kochany - uśmiechnęłam się, po czym wzięłam kubek z herbatą i zrobiłam miejsce na łóżku, tak aby położył się koło mnie

Leżeliśmy tak oglądając jeden film po drugim od czasu do czasu przysypiając aż do nocy gdzie w końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Uwielbiam takie chwile...

1 komentarz: