czwartek, 21 lutego 2013
013 - mam u Ciebie dług
-ha..halo? - powiedziałam zachrypniętym, niewyspanym głosem
-pobudka, jest 7
-no dzień dobry
-no dzień dobry kochanie, wstawaj już
-nie chce mi się
-wstań, jest piątek, jutro pośpisz
-w sumie racja
-do zobaczenia w szkole
-mhm. Pa
Podniosłam się resztkami sił, włączyłam muzykę z laptopa leżącego obok mnie i już z lepszym humorem ruszyłam w stronę szafy spoglądając przy tym na okno, za którym widziałam tylko deszcz i ogólną szarzyznę. Ubrałam czarne rurki, ciepłą bluzę z kapturem w kolorze mięty i poszłam do łazienki podsuszyć jeszcze lekko wilgotne włosy. Umalowałam się zwyczajnie bo dzień nie zapowiadał się na jakiś szczególny. Spojrzałam na zegarek, na którym dochodziła 7.30 chwyciłam pierwszą lepszą torbę, wrzuciłam kilka zeszytów i portfel, w biegu chwyciłam telefon, słuchawki i kurtkę, założyłam buty i wybiegłam z domu, krzycząc tylko, żeby ktoś zamknął za mną drzwi. Na przystanek dobiegłam jak autobus już ruszył i na nic zdały się moje wymachiwania w górę rękoma. Żeby było śmieszniej za chwilę zostałam cała oblana wodą z kałuży przez pędzący sportowy samochód.
-NO KURWA! - tylko tyle zdołałam za nim krzyknąć jak odjechał
Z całego zdenerwowania rzuciłam torbę na chodnik i czekałam, czekałam ambitnie. Nie mogłam pozwolić sobie na dzień wolny ze względu na dzisiejszy egzamin, do którego uczyłam się cały ostatni tydzień. W końcu podeszłam do wiaty przystanku i przeglądając się choć trochę próbowałam doprowadzić włosy, z których dało się już tylko wykręcać litry wody, do stanu używalności. Po chwili usłyszałam za sobą całkiem miły, lekko łobuzerski męski głos
-wszystko w porządku?
-nie kurwa nie jest w porządku! - krzyknęłam nadal się nie odwracając
-przepraszam
-za co? - w tym momencie odwróciłam się i ujrzałam chłopaka w podobnym wieku do mnie siedzącego w samochodzie, który przed chwilą doprowadził mnie do stanu rozpaczy - no dziękuje bardzo! Widzisz jak ja teraz wyglądam! Ja do szkoły, na egzamin muszę jechać a ty takie coś robisz! Ugh!
-podwieźć cie?
-nie dzięki, już wystarczająco mi zapaskudziłeś dzień
-a może jednak? Nie musimy nawet rozmawiać, a w szkole będziesz w moment
-dobra - burknęłam podnosząc torbę i wsiadłam do auta
Faktycznie pod budynek szkoły dojechaliśmy w kilka minut i nie odezwaliśmy się do siebie ani słowem.
-dzięki - rzuciłam na pożegnanie z grzeczności i wysiadłam
-spotkamy się jeszcze?
-nie wiem, muszę iść jestem wystarczająco spóźniona
-powodzenia
-nie dziękuje
Weszłam do sali w połowie lekcji
-dzień dobry, przepraszam za spóźnienie
-chociaż tym razem panna Kate ma sensowne wytłumaczenie?
-wystarczy tylko na mnie spojrzeć - profesor zmierzył mnie wzrokiem
-siadaj, ale i tak masz nieobecność
-spoko - odparłam bo nie było to dla mnie nic nowego i poszłam do swojej ławki
-gdzieś ty była?! - jak zwykle miło przywitała mnie Shanell - i kim jest chłopak za kierownicą, który cię przywiózł? Nie migaj się, widziałam przez okno
-chamem i gentlemanem naraz
-a jaśniej?
-później Ci wyjaśnię - powiedziałam widząc zabijający wzrok profesora
Po lekcji poszłyśmy do łazienki gdzie Shanell użyczyła mi kosmetyków, które zawsze ma przy sobie, żebym się trochę poprawiła a przy okazji musiałam jej opowiedzieć co przydarzyło mi się dzisiejszego ranka.
Egzamin poszedł dobrze więc z tej okazji postanowiłyśmy urwać się z dwóch ostatnich lekcji i jechać na miasto. Tego dnia miało już się nic nie wydarzyć ale zaraz po wyjściu ze szkoły zobaczyłam to samo auto jakim zostałam rano podwieziona
-jak poszedł egzamin? - nieznajomy zapytał widząc nas już kilka metrów od siebie
-dzięki tobie gorzej niż miał - skrzywiłam się
-jeszcze raz przepraszam, Aiden jestem - po tych słowach chłopak podszedł do mnie z wyciągniętą ręką
-czego ty właściwie chcesz co?
-chce się zrekompensować
-dzięki, nie trzeba
-a może jednak? Zapraszam panie na obiad do centrum
-nie znam cię ale jestem za - odpowiedziała zaraz Shanell
-no nie wiem - nadal nie byłam przekonana co do tego pomysłu ale widząc nastawienie przyjaciółki dokończyłam - chociaż w sumie, może tej części mojego dnia nie uda Ci się spieprzyć.
Wsiadłyśmy do auta i ruszyliśmy w drogę. W trakcie jazdy Shanell ambitnie konwersowała z kierowcą podczas gdy ja postanowiłam się nie odzywać a co najwyżej słuchać. Z ich rozmowy dowiedziałam się, że jedziemy do restauracji jego mamy więc gwarantuje najlepsze jedzenie w mieście. Oczywiście dalej postanowiłam być nie miła więc tylko parsknęłam w odpowiedzi i dalej milczałam.
Obiad faktycznie był dobry ale nadal nie poprawiło to naszych relacji.
-mogę w końcu poznać wasze imiona? - zapytał między jednym łykiem soku a drugim
-Shanell jestem - jak zwykle pierwsza wyrwała się
-Kate - mruknęłam pod nosem
-możesz powtórzyć bo nie zrozumiałem
-Kate! - tym razem odpowiedziałam głośno i dobitnie tak, że na pewno każdy w lokalu mnie słyszał
-Kate... piękne imię
-wiem, możemy już skończyć tę szopkę i wracać?
-jak sobie życzysz
Odwieźliśmy Shanell po drodze i dalej kierowałam go na obrzeża miasta gdzie mieszkam.
-dzięki - znów z grzeczności powiedziałam jak wysiadałam z auta
-nie ma za co, w sumie to ja powinienem podziękować, to był całkiem miły dzień
-nie dla mnie
-mogę jeszcze coś dla Ciebie zrobić?
-najlepiej odjechać
-jak sobie życzysz ale trzymaj to - chłopak wręczył mi mały kartonik, na który nawet nie spojrzałam tylko od razu schowałam do kieszeni spodni - mam u Ciebie dług, dzwoń zawsze gdy będziesz mnie potrzebować
-nikłe szanse, cześć
Weszłam do domu, zostawiłam torbę, buty i kurtkę w korytarzu po czym zmierzyłam do kuchni, żeby zaparzyć ulubioną herbatę
-cześć słoneczko - w kuchni przywitała mnie mama
-o cześć mamo, co ty robisz w domu?
-a wzięłam sobie dzień wolnego, Lola się rozchorowała więc chciałam z nią zostać
-oj, to zaraz do niej pójdę
-o, to od razu weź jej obiad bo wątpię, żeby zeszła na dół
-ok - powiedziałam, po czym wzięłam talerz z obiadem dla siostry, kubek ciepłej herbaty i skierowałam się w stronę salonu
-Kate! - jak zwykle zawróciła mnie jeszcze mama
-wszystko w porządku?
-nie do końca
-chcesz pogadać?
-może później
-pamiętaj, że zawsze możesz na mnie liczyć
-pamiętam, dzięki mamuś ale idę bo zaraz ten obiad będzie zimny
-dobrze, dobrze
Zapukałam do drzwi pokoju siostry po czym otworzyłam je ze słowami
-jak się czujesz siostrzyczko?
-fatalnie
-oj biedna ty, przyniosłam Ci obiad, zjedz póki ciepły
-dzięki, jak było w szkole?
-hm? Fatalnie?
-to widzę obie dzisiaj mamy dzień do kitu
-totalnie, choć nie wiem, która ma lepiej - opowiedziałam Loli wszystko co mi się dziś przytrafiło
-no to ja już wolę leżeć w łóżku i nigdzie nie wychodzić
-no i odpoczywaj, ja też idę się położyć
-ok
Weszłam do swojego pokoju, zrzucając z siebie wszystkie ubrania, po czym zmierzyłam do łóżka z zamiarem pójścia spać ale jedna myśl nie dawała mi spokoju - karteczka od Aidena. Wstałam i wyciągnęłam ją z kieszeni spodni, które przed chwilą rzuciłam na podłogę. Na białym tle widniały napisy "Aiden Carter - fotomodel" a niżej jego numer telefonu. Istotnie - wizytówka jedna z tysiąca no i... fotomodel? To by w sumie wyjaśniało ten młody wiek, zadbaną cerę i włosy no i ten samochód. Chwilę jeszcze rozmyślałam nad tym, żeby wszystko pozbierać w całość po czym zasnęłam.
Po jakimś czasie obudził mnie telefon
-gdzie ty jesteś?! - nie zdążyłam nic powiedzieć bo Jenna zaczęła krzyczeć do telefonu
-no w domu - szepnęłam jeszcze zaspanym głosem
-za pół godziny mamy mecz!
-jak to?! dziś?! - wyskoczyłam z łóżka jak oparzona spoglądając na kalendarz gdzie wyraźnie było napisane "4 luty - siatka z czternastką" - o shit! Zapomniałam!
-a my nie mamy rozgrywającej! Widzę cię tu za 20 minut!
-nie zdążę!
-wymyśl coś!
Kurwa. Miało się już nic nie zdarzyć dziś - myślałam zakładając na siebie pierwsze lepsze ubrania jakie wpadły mi w ręce. Zbiegłam na dół, żeby poprosić rodziców o podwózkę ale w kuchni zastałam tylko kartkę "Kate nie chcieliśmy cię budzić - pojechaliśmy z Lolą do lekarza, będziemy wieczorem" Kurwa! - krzyknęłam na cały głos, po czym doznałam olśnienia. Pobiegłam do swojego pokoju, złapałam za telefon i wizytówkę nowo poznanego chłopaka i zaraz wykręciłam do niego numer. Odebrał zaraz po pierwszym sygnale
-Aiden, słucham?
-cześć tu Kate, pamiętasz mnie?
-no jasne, że tak. Coś się stało?
-tak, potrzebuje transportu
-kiedy i gdzie?
-tu i teraz do szkoły, migiem!
-wychodź z domu, zaraz będę
Rozłączył się szybciej niż zdążyłam spojrzeć na swojego smartphone'a. Wzięłam torbę ze strojem, z kuchni chwyciłam butelkę wody i wyszłam zatrzaskując za sobą drzwi. Żółte lamborghini po chwili zatrzymało się przed moim domem. Chłopak wysiadł i gestem gentlemana otworzył mi drzwi od strony pasażera. Zaraz po tym zasiadł za kierownicą i ruszył bez słowa. Szczerze mówiąc spodziewałam się tekstów "a nie mówiłem" albo "a jednak się przydała" a tym czasem Aiden nie wydając z siebie żadnego dźwięku prowadził w stronę szkoły a łobuzerski uśmiech nie schodził z jego ust. A może jednak jest normalny? - pomyślałam po czym również się uśmiechnęłam. Po 10 minutach dotarliśmy pod szkołę, zanim jednak wysiadłam i pobiegłam na hale zapytałam
-jesteś teraz zajęty?
-nie
-to może wejdziesz dopingować nas?
-siatkówka tak? Chętnie
Wysiedliśmy z samochodu i zmierzyliśmy w stronę hali. Przed drzwiami zatrzymał się, odwrócił w moją stronę i już z trochę mniejszym uśmiechem na ustach zapytał
-twój chłopak nie będzie miał nic przeciwko, że przyszłaś tu ze mną?
-skąd wiesz, że mam chłopaka?
-w innym wypadku nie krzyczałabyś na mnie od rana za jedną kałuże i propozycje podwózki
-jesteś pewny siebie co?
-taka praca, poza tym masz łańcuszek z literą J
-spostrzegawczy - powiedziałam i uśmiechnęłam się w głębi duszy w sumie sama nie wiem dlaczego
-więc jak?
-nie będzie go na meczu
-dlaczego?
-powiedzmy, że ma inne zajęcia - po tych słowach dusza jednak posmutniała bo tak naprawdę Jeya w ogóle nie interesuje moja gra, ale nie chciałam już o tym rozmawiać co Aiden chyba zauważył bo lekko się uśmiechnął i otworzył drzwi na hale
-usiądź na czerwonych trybunach, ja lecę się przebrać
-ok
Po 5 minutach wbiegłam na salę w czarnych obcisłych spodenkach i mniej obcisłej czarno-czerwonej koszulce, gdzie zaraz złapałam Jenne
-jestem pani kapitan! - zawsze tak do niej mówię tylko po to, żeby ją przedrzeźniać bo po co tak oficjalnie zwracać się do przyjaciółki
-Kate?! Wynalazłaś jakiś teleport?! - była w takim szoku jakim jeszcze nigdy jej nie widziałam, po czym zwróciła się do reszty drużyny z krzykiem - Ludzie! Kate się nie spóźniła! Ba! Jest 5 minut przed czasem! - i nagle wszyscy zaczęli bić brawo, ja natomiast rozejrzałam się po trybunach, w rogu zauważyłam mojego wybawiciela, który również się zaśmiał i dalej obserwował całą hale.
Mecz przebiegł idealnie po naszej myśli, wygrałyśmy gładkie 3:0 co oczywiście znacznie poprawiło naszą sytuację w tabeli i wskoczyłyśmy na trzecie miejsce a do końca ligi jeszcze kilka meczy.
-Kate? - zapytała Jenne w szatni
-tak?
-znasz tego chłopaka, który siedział na naszych trybunach tak trochę w rogu, miał taką czarną czapkę i czerwoną bluzę... no wiesz o kogo chodzi
-czemu pytasz?
-bo cały czas cię obserwował a jak miałaś dobre akcje, to kibicował chyba najgłośniej - powiedziała po czym zachichotała
-a.. to Aiden
-zaraz, zaraz... TEN AIDEN?! - krzyknęła podbiegająca do nas Victoria tak, że zwróciła uwagę wszystkich dziewczyn z drużyny, które zaraz również nadstawiły uszy
-znaczy, jaki TEN? - zapytałam zdezorientowana
-największe ciacho ostatniego roku! model! mam jego plakat nad łóżkiem!
-znaczy, na wizytówce miał napisane "fotomodel" ale nie wydaje mi się, żeby to była ta sama osoba...
-a jeździ żółtym lamborghini?
-no tak
-O KURWA! Szczęściara! - krzyknęły wszystkie równo tak, że echo poniosło się chyba po całej hali
I tylko ja i Jenne stałyśmy jakoś nie podekscytowane wpatrując się w nie jak w puste blond chude barbie lecące na chłopaków z czasopism. Zaraz przed wyjściem z szatni udało nam się przemówić im jakoś, żeby się za bardzo nie podniecały na jego widok przed szkołą na co z początku się oburzyły ale potem dotarło do nich, że jeśli go teraz spłoszą to już nigdy nie przyjdzie na nasz mecz. Wyszłyśmy całą drużyną z sali, gdzie jak podejrzewałam stał Aiden. Jednak nie był sam
-byłyście rewelacyjne!
-dzięki - uśmiechnęłam się bo dawno nie słyszałam tego od płci przeciwnej
-to mój przyjaciel, Joe
Wysoki blondyn przywitał się z nami, szczególnie uśmiechając się do Jenny co od razu zauważyłam i postanowiłam nieco wykorzystać. Pożegnałam się z resztą dziewczyn a Aidena poprosiłam na chwilę na bok aby zostawić ich samych.
-słuchaj... mógłbyś mnie odwieźć do domu?
-no jasne, ale po to prosiłaś mnie o odejście od reszty?
-co ty... widzisz jak oni na siebie patrzą?
-hmm... no może
-nie może tylko na pewno, ja się na tym znam, uwierz mi
-nie wątpię
-to jakaś sugestia?
-ależ skąd - odpowiedział choć wyraźnie było w tym słychać sugestie, mówiłam, znam się na tym
Postanowiliśmy zostawić ich przed szkołą, żeby wrócili samochodem Joe a sami wsiedliśmy do żółtego auta i ruszyliśmy przed siebie.
-jesteś głodna? może pojedziemy coś zjeść?
-nie dzięki, jestem wykończona wrażeniami dzisiejszego dnia, marzę o ciepłej kąpieli i łóżku
-no dobrze, w sumie też chyba tak zrobię po powrocie do domu
Gdy wysiadłam z samochodu, chłopak zaraz odjechał a ja zmierzyłam w kierunku drzwi. Zamknięte. Szlak, rodzice jeszcze nie wrócili a ja nie wzięłam kluczy. Usiadłam na stopniu przed wejściem zastanawiając się co zrobić. Wyciągnęłam swojego smarphone'a z kieszeni i wybrałam numer Jeya
-cześć kochanie
-no hej, co tam?
-mam mały problem, siedzę pod zatrzaśniętym domem, rodzice są z Lolą u lekarza i nie mam kluczy
-a na pociąg będziesz miała?
-no jakieś drobne mam
-to przyjedź do mnie
-teraz? przecież zaraz będzie ciemno a ja nie mam ubrań oprócz stroju z siatki
-po co ci strój z siatki?
-miałyśmy mecz, właśnie z niego wróciłam
-czemu nie mówiłaś? przyjechałbym na niego
-nigdy nie przychodziłeś na moje mecze
-oj dobra, pogadamy o tym jak przyjedziesz. Spać i tak będziesz jak zwykle w mojej koszulce a przypominam, że za każdym razem zostawiasz u mnie po kilka ubrań więc już się cała szafka uzbierała
-no dobrze, to do zobaczenia
-Kate! - krzyknął zanim zdążyłam się rozłączyć
-tak?
-miej cały czas przy sobie telefon z ekranem wybierania numeru do mnie i jakby coś się działo od razu do mnie dzwoń dobrze?
-dobrze
-martwię się o Ciebie, pamiętaj, wyjdę też po Ciebie na stacje, a jakbyś mogła poproś kogoś, żeby cię zawiózł na pociąg, dobrze?
-dobrze
-Kocham Cię! - po tych słowach uśmiechnęłam się jak małe dziecko, które dostało wymarzoną zabawkę.
-też Cię kocham
Po kolejnej chwili namysłu wybrałam numer do Aidena i znów odebrał za pierwszym sygnałem
-co tam, nie możesz spać?
-no... słuchaj zrozumiem jeśli odmówisz bo już w sumie dużo dziś od Ciebie chciałam ale potrzebuję jeszcze raz podwózki
-nie ma sprawy, daj mi 10 minut
-ok poczekam
Po niecałych 10 minutach już dobrze mi znane auto podjechało pod dom.
-gdzie tym razem?
-na dworzec główny
-o tej godzinie?
-tak, według rozkładu pociąg mam za niecałą godzinę
-a gdzie się wybierasz jeśli można wiedzieć?
-do chłopaka
-mhm
Przez korki na miejsce dotarliśmy po pół godzinie
-dzięki teraz to ja jestem twoją dłużniczką - mówiłam wysiadając z samochodu
-odprowadzę cię, zrobiło się już ciemno - powiedział chłopak zatrzaskując za sobą drzwi
W kasie u jak zwykle nie miłej pani zakupiłam bilet w jedną stronę, następnie w kiosku jak zwykle kupiłam butelkę soku pomarańczowego i ulubionego czekoladowego batonika. Aiden odprowadził mnie na peron i zaczekał ze mną na pociąg. Cały czas rozmawialiśmy dość swobodnie, dziwnie się natomiast zrobiło jak doszło do pożegnania. Jak mieliśmy się pożegnać? Całusem w policzek jak z większością znajomych? Nieee, przecież znam go zaledwie jeden dzień. Zwykłe cześć? Trochę suche. Co robić?! Chyba widząc moje zakłopotanie chłopak wyjął telefon i pod pretekstem tego, że musi odebrać machnął ręką z zabójczo uroczym uśmiechem i odszedł. Zajęłam w pociągu swoje miejsce i po chwili maszyna ruszyła. Nie wiedząc co ze sobą zrobić wybrałam numer do Abigail i wszystko co mnie dziś spotkało opowiedziałam jej ze szczegółami. Łącznie z tym, że Jey zainteresował się moją siatkówką i od razu zaproponował, żebym do niego przyjechała jak miałam problem jak i tym, że chłopak, którego dziś rano poznałam i który zupełnie mnie nie interesował był przemiły a jego uśmiech potrafił zabijać. Przyjaciółka poradziła mi jednak abym przez weekend nie myślała o Aidenie i skupiła się na związku z Jeydonem. A przede wszystkim, żebym odpoczęła bo wyraźnie mi tego brakuje. Okazało się, że rozmawiałyśmy ponad godzinę i skończyłyśmy jak byłam już na miejscu.
-gdzie ty masz ten telefon?! - na przywitanie krzyknął ten, na którym mam się skupiać cały weekend
-no tu..
-nie mogłem się do Ciebie dodzwonić
-no przepraszam, rozmawiałam z Abi
-martwiłem się - powiedział skruszonym tonem po czym mocno mnie przytulił
-ale już jestem - również go objęłam
-chodź do domu, pewnie zmarzłaś
-oj bardzo
Po krótkim spacerze dotarliśmy przed drzwi, które szarmanckim gestem przede mną otworzył. Weszłam do ciemnego wnętrza i na pamięć zapaliłam światło
-NIESPODZIANKA! - usłyszałam po czym moim oczom ukazała się grupka dobrze znanych mi osób
wtorek, 15 stycznia 2013
012 - no sylwester!!!!
-kochanie, kochanie obudź się - powtarzałam w poniedziałkowy ranek do skutku
-hm?
-no wstawaj, do pracy musisz iść
-jeszcze chwila - wymruczał po czym objął mnie w pasie pod kołdrą i przytulił
Leżeliśmy tak jeszcze 5 minut aż, w końcu się obudził, wstał i poszedł się ubrać. Już od tej chwili łóżko zrobiło się takie puste, już mi go brakowało, ale nie chciałam już tego mówić bo nigdy by nie wyszedł pracować a im dłużej by wychodził tym później by wrócił.
-idę, będę po 14 - rzucił na pożegnanie całując mnie w czoło
-"Czaisz, że to już dziś.?" - koło 11 obudził mnie sms od Abigail
-ale co dziś - odpisałam jeszcze nie do końca ogarniając
-no sylwester!!!!
-a tak, jakoś w tym roku nie czuję go jeszcze
-pewnie dlatego, że po raz pierwszy nie organizujesz go u siebie
-też racja
-wstałaś już chociaż.?
-no właśnie wstaję
-udało ci się spać do 11.? Gdzie masz Jeydona.?
-pracuje dzisiaj
-uuu... współczuje
-no niestety. Abi kochanie odezwę się później bo muszę, w końcu posprzątać
-ok, ok. My z Taylor będziemy o 18
-ok, paa
Odłożyłam telefon i poszłam do kuchni zaparzyć herbatę gdzie siedział już starszy o 5 lat brat Jeya - Tom.
-cześć młoda
-cześć
-gdzie Jey?
-w pracy a gdzie ma być?
-ten to nawet w sylwestra musi się pchać do roboty i cię zostawiać tu?
-ktoś musi posprzątać w końcu - zaśmialiśmy się oboje
-a teraz co będziesz robić?
-no w sumie musiałabym się wziąć ale jakoś nie chce mi się
-a miałabyś jeszcze chwilę?
-no spoko, ale na co?
-myślę co założyć na wieczór i potrzebuje kobiecego oka do tego
-no to genialną stylistkę sobie znalazłeś, pokaż nad czym myślisz a ja coś z tego wybiorę
Usiadłam z kubkiem herbaty na kanapie w jego pokoju i przyglądałam się kolejnym częścią garderoby jakie wyciągał z szafy. W końcu po jakiś 15 minutach wybraliśmy zestaw idealny.
Następnie wzięłam się za sprzątanie pokoju Jeya co głównie polegało na pozbieraniu moich ubrań i kosmetyków, które nie wiem jakim cudem znajdowały się dosłownie w całym pokoju. W końcu trafiłam do kuchni, a tam to już był armagedon. Ale co się dziwić jak od kilku dni byliśmy w trójkę w domu, rodziców nie było a znajomi tylko wchodzili w południe, jedli, pili i wychodzili w nocy a sprzątać to się nie chciało nikomu. No ale nic - trzeba się wziąć - jak pomyślałam, tak uczyniłam. Naczynia wrzuciłam do zmywarki, śmieci zgarnęłam do worków, blaty umyłam. Jak wszystko skończyłam to zrobiłam obiad idealnie na przyjście Jeydona.
-cześć kochanie - przywitałam go jak zwykle z uśmiechem
-cześć, cześć - rzucił od niechcenia przechodząc koło mnie i poszedł wziąć kąpiel
-obiad zrobiłam - powiedziałam wchodząc za nim do łazienki
-nie jestem głodny
-nie zjesz ze mną? - w tym momencie zrobiło mi się dość smutno
-nie, dzięki
-a gdzie się tak spieszysz?
-umówiony jestem z chłopakami, jedziemy po resztę zakupów
-uhm, a za ile wrócicie?
-nie wiem, godzine może dwie
-i znowu mam tu sama siedzieć?
-no tak
-fajnie - powiedziałam zdenerwowanym tonem, zostawiłam swój ledwo zaczęty obiad, ubrałam kurtkę, buty i wyszłam.
Szłam prosto przed siebie jakbym to miasto znała na pamięć a tak naprawdę znałam tylko drogę z dworca do domu Jeya, która trwa 10 minut i nie ma żadnych zakrętów. Chodziłam tak raz w prawo raz w lewo zupełnie nie zwracając uwagi na to jak wrócę. Po dłuższym czasie gdy niebo pociemniało poczułam wibrację telefonu w kieszeni. Spojrzałam na wyświetlacz gdzie widniało 'Jeydon <3 dzwoni..' raz nie odebrałam, drugi raz nie odebrałam ale za trzecim razem w końcu nacisnęłam zieloną słuchawkę
-gdzie ty jesteś?!
-nie wiem
-jak nie wiesz?!
-no po prostu nie wiem, od kiedy cię to interesuje?
-od kiedy cie szukamy
-szukacie mnie?
-tak! Myślałem, że wyszłaś na krótki spacer to zjeździliśmy okolice a Ciebie kurwa nie ma!
-tak, wyszłam na spacer tylko trochę dłuższy, musiałam odpocząć
-po czym?
-po tobie!
-odpoczniesz jak pojedziesz do domu, teraz mów mi gdzie jesteś
-ugh - gdyby to jeszcze było lato to za nic w świecie bym nie powiedziała ale, że sylwester jest w środku zimy to już zaczęłam marznąć - stoję obok jakiegoś starego budynku z nowymi oknami
-hala sportowa?
-chyba tak, obok jest mały park
-gdzie ty żeś tam trafiła?! Przecież to koniec miasta!
-miałam dużo czasu jak cię nie było
-dobra, stój tam pod tą halą i się nie ruszaj, będziemy za chwilę
Po 15 minutach podjechał samochód a w środku Jey, David i jakiś koleś za kierownicą, którego pierwszy raz w życiu widziałam.
-no ładny spacer sobie zrobiła koleżanka - zaśmiał się David
-ta, ciekawe przez kogo
-martwiłem się o ciebie - powiedział Jey
-nie jestem małym dzieckiem! - krzyknęłam, zastanowiłam się sekunde i dokończyłam swoją myśl - ani też twoją służącą ani sprzątaczką!
-uuu nie ciekawie - już z trochę mniejszym uśmiechem na twarzy stwierdził David
Przez resztę drogi powrotnej nie zamieniliśmy już ani słowa. A jak podjechaliśmy pod dom wysiadłam nie zwracając uwagi na nikogo i zmierzyłam wprost do kuchni, żeby zaparzyć sobie herbatę. Zaraz po mnie weszło kilku znajomych chłopaków, którzy przyszli pomóc w wynoszeniu mebli z salonu. Ja natomiast skończyłam się ogrzewać i znów zaczęłam ubierać buty na co zaraz zareagował Jey
-gdzie ty się znowu wybierasz?!
-po dziewczyny na dworzec, 18 za chwilę
-Bob po nie wyjdzie
-nie, Bob tu zostaje a ja idę sama
-a idź!
-a pójde! - krzyknęłam wychodząc i trzaskając za sobą drzwiami
Odebrałam dziewczyny z dworca i całą powolną droge powrotną mówiłyśmy tylko o tym jak to się będziemy świetnie bawić dzisiejszej nocy. Zaraz jak tylko weszłyśmy do domu skierowałam je do pokoju Jeya, żeby zostawiły torby ja w tym czasie poszłam do salonu gdzie nie było już zupełnie nic oprócz jednego stołu, kilku krzeseł i szafy.
-gdzie wszyscy? - spytałam, widząc tylko Jeya
-poszli się uszykować
-uhm. Abi i Taylor zaraz przyjdą i zajmujemy lustro w korytarzu
-ok, zrób się na bóstwo kochanie - powiedział po czym uśmiechnął się tak jak lubię najbardziej
-czy ja się nie przesłyszałam? Kochanie?
-tak, przepraszam
-ok, ja w sumie też
Podszedł do mnie, objął w pasie i delikatnie mnie przytulił co zaraz też odwzajemniłam.
-ekhem, nie chcemy przeszkadzać ale szykujemy się mała - jak zwykle z świetnym wyczuciem czasu Abigail
-no już tylko muzykę włącze - humor jakoś nagle drastycznie mi się poprawił - a ty lokówkę już grzej
-dobra dziewczyny wy się szykujcie ja idę do siebie - wyczuwając to co się tu zaraz będzie działo stwierdził Jeydon
Podłączyłam telefon do głośników i ustawiłam na odtwarzanie naszą ulubioną play liste. Następnie zrobiłam delikatny makijaż Taylor, która na codzień nie maluje się prawie w ogóle, ona natomiast zrobiła mi loki bo samej nigdy mi to nie wychodzi. Pomijając fakt kilku oparzeń na czubku głowy i to, że mojej fryzjerce musiałam co chwila podawać papierosa to uszłam z życiem a włosy wyszły kapitalnie. Dokończyłam swój makijaż szerokimi i mocno wydłużonymi kreskami na powiekach oraz delikatnym różowym błyszczykiem. Jak już byłyśmy pomalowane przyszedł czas na stroje więc wygoniłyśmy Jeya z jego pokoju i zaczęłyśmy rewolucje. Ja zdecydowałam, że ubiorę beżowe botki na koturnie, małą czarną i różową marynarkę. W takim wydaniu wyszłam z pokoju gdzie stał już również ubrany mój partner.
-wow! - krzyknął z zachwytem
-podoba Ci się?
-nie, ty mi się podobasz, ta reszta to tylko ozdoba kochanie - odpowiedział po czym przyciągnął mnie do siebie i namiętnie pocałował
Po chwili zaczęła zbierać się cała ekipa, poznałam kolejnych znajomych mojego ukochanego, z którymi choć z początku wydawałoby się, że się nie dogadam to po niedługim czasie znalazłam całkiem sporo wspólnych tematów.
Muzyka poleciała z głośników, wódka polała się do kieliszków a w każdym kącie salonu tematy na językach coraz bardziej plątających się były przeróżne.
-ej jest za 20! - czas ten minął niesamowicie szybko
-już?! - odpowiedzieliśmy jednym chórem
-no już, już ubieramy się
Przebrałam jeszcze szybko rajstopy bo na poprzednie Abi z Taylor miały dziwną wizję, że na całej lewej nodze mam mieć dziury co nie pasowało mi chociażby ze względu na mróz na dworze. Założyłam płaszcz i szal i chwiejnym krokiem ruszyłam przed siebie. Szliśmy dość dużą grupą bo było nas chyba 12 osób. Na czele pod ręke prowadziłam z Taylor choć wiedziałyśmy o tym mieście najmniej. Ale to nic, muzyka z telefonu i cały chodnik był nasz. Dokładnie o północy dotarliśmy na główny plac gdzie zebrali się mieszkańcy całego miasta, nie wiem skąd leciała muzyka ale słychać było ją na całym placu, fajerwerki wystrzeliły w niebo, szampany się polały. Ucałowałam całą ekipę, życząc im oczywiście wszystkiego co najlepsze, złożyłam życzenia Jeyowi, który powiedział, żebym się nie oddalała bo się zgubię co oczywiście zignorowałam, wzięłam za ręce Abi i Taylor i ruszyłyśmy w głąb tłumu. Przytuliłam chyba z 200 ludzi, spiłam kilka łyków szampana lądując od czasu do czasu pupą na chodniku ale zaraz po tym szybko potrafiłam się pozbierać i ruszyć dalej. Po około godzinie latania i ściskania się z mega pozytywnymi ludźmi wróciłyśmy do naszej ekipy, która powoli zaczęła iść w stronę domu. Z początku szłam sama bo dziewczyny zostawiłam z Bobem z tyłu ale po chwili samotnego nieudolnego spaceru dołączył do mnie Jey, który wziął mnie pod ręke i prowadził całą drogę powrotną. Gdy tylko weszliśmy do salonu, dziewczyny ruszyły do tańca więc i ja z nimi. Przerywałyśmy tylko, żeby wypić kolejną kolejkę wódki. Po dłuższym czasie do tańca wziął mnie jeden z chłopaków, z tym, że byłam już w stanie zupełnej bezwładności przez co często lądowałam na ziemi...
Nie pamiętam jak i kiedy znalazłam się w pokoju i zasnęłam.
środa, 2 stycznia 2013
011 - wasze zdrowie
W sobote obudziłam się z wielką niechęcią do wszystkiego a z drugiej strony ogromnym entuzjazmem bo w końcu za kilka godzin czekał mnie wyjazd do Jeydona na cały weekend. Spakowałam swoją torbę do końca w oczywiście wszystkie bardzo niezbędne ubrania i kosmetyki. To w końcu pierwszy wyjazd z noclegiem u niego więc muszę mieć "wszystko" - jak pomyślałam, tak zrobiłam. Dopiero po spakowaniu przeraził mnie ciężar torby. Ubrałam czarne rurki, nowe botki na koturnie nabyte z Abigail oraz płaszczyk i szalik bo pogoda nadal nie wygląda na zimową lecz bardziej późno jesienną. Po dotarciu dzięki tacie samochodem na dworzec - co znacznie ułatwiło mi podróż - zakupiłam bilet i zajęłam swoje miejsce w pociągu. Nie byłabym sobą gdybym nie pomyliła się w liczeniu stacji a na pamięć trasy jeszcze nie znam i tylko dzięki uprzejmości pewnego sympatycznego starszego pana nie wysiadłam w nie odpowednim mieście. Na peronie czekał już na mnie Jey z Bobem, którzy wyręczyli mnie z noszenia ciężkiej torby pełnej jakże samych niezbędnych rzeczy. Gdy tylko już pod wieczór właściwie doszliśmy do domu - Jey dostał wiadomość od Davida o treści "Jest już Kate? Jak tak to wbijamy za godzinę". Dzięki temu w końcu miałam okazję poznać kilku jego znajomych, o których do tej pory tylko mi opowiadał. Oczywiście nie przybyli z pustymi rękoma i niedługo po tym kieliszki poszły w ruch.
-wasze zdrowie - powiedziała Jessica wyciągając dłoń z kieliszkiem w naszą stronę
Taki toast powtarzał się jeszcze regularnie przez całą butelkę a z każdym następnym znajdowałam z nimi coraz bardziej wspólny język. Po skończeniu trunku już każdy miał dobry humor ale i tak ja trzymałam tam się najsłabiej. Mimo wszystko dziewczyny zaproponowały, żebyśmy całą ekipą jechali do klubu. Po moim małym niezdecydowaniu, w końcu mnie namówiły. Gdy wzięłam do ręki torbę stwierdziłam, że nie przewidziałam takowego wyjścia i chwilę musiałam rozważyć co ubrać. W końcu postawiłam na białą koszulkę na ramiączkach, czarne leginsy i beżowe botki bo właściwie innych butów nie wzięłam z braku miejsca. Pod domem czekała już na nas duża taksówka, z której po dotarciu na imprezę wychodziłam podobno dość chwiejnie. W środku oddałam płaszcz i usłyszałam tylko od Jeya, że oni poruszają się swoimi ścieżkami, a dziewczyny swoimi. I tak też się stało. Zaraz wyciągnęły mnie do łazienki, żeby się ostatecznie ogarnąć po czym poszłyśmy na salę, żeby tańczyć w rewelacyjnych rytmach jakie zapodawał dj. Z każdą minutą czułam się coraz lepiej i coraz bardziej trzeźwiałam co zadowoliło Jessice, która zaraz wzięła mnie do baru na jednego szybkiego. Szybko też minęły mi 3 godziny jakie tam podobno spędziliśmy ale czas już był wracać gdyż trzeba było jeszcze wszystkich odstawić do domów. My do siebie dotarliśmy na końcu a jak już usiadłam w kuchni i zaczęłam zdejmować buty czułam się fantastycznie. Dochodziła 3 w nocy więc otworzyliśmy jeszcze po piwie i po jakiejś godzinie rozmowy, całowania i pieszczot zasnęliśmy w swoich objęciach.
środa, 26 grudnia 2012
010 - Święta, święta i po świętach.
Święta, święta i po świętach - jak to zawsze mówi mama. Tegoroczne nie zleciały nawet tak prędko jak zeszłoroczne ale kilogramów przybyło jeszcze więcej. Do dziś delektuje się pierogami mamy i czerwonym barszczem babci - uwielbiam. A jak święta to i rodzina a ta dość licznie u nas gościła. Od babci, dziadka przez ciotki, wujków do kuzynostwa, które mamy okazje widywać raz do roku. Ale ja tak lubię. Lubię stać dwa dni w kuchni z mamą szykując święta idealne, lubię przystrajać cały dom świątecznymi ozdobami a najbardziej lubię aromat pierników z cynamonem. To jest zdecydowanie mój wyznacznik świąt. Jak święta to też prezenty, ale z roku na rok tradycyjnie staję się starsza czyli wielkie pudła pod choinką zamieniają się w koperty. Rodzina widać poszła po rozum do głowy i nie kupują nic co by potem leżało bezużytecznie. Też dzięki temu wybierzemy się jeszcze przed sylwestrem z Abigail na zakupy... a my lubimy zakupy... oj lubimy. Zwłaszcza, że dziś ma urodziny. Moja Abi w końcu dobiła do 17 zawsze czekam na nią cały rok. Niestety tego dnia nie możemy spędzić razem bo święta i urodziny tradycyjnie spędza u babci ale już zapowiedziałam, że rzucę jej się jutro na szyję z tęsknoty i będę tak długo dusić aż przyjadą po nas panowie z duuuuużą siecią.
Ten dzień już jest mniej zabiegany, odwiedziny u dziadków, spacer po mieście i bardzo leniwy wieczór, który jak codzień spędzam na rozmowie z Jey'em niestety póki co tylko przez telefon bo zobaczymy się dopiero dzień lub dwa przed sylwestrem... A wtedy nie będziemy żałować miłości. Jest idealnie gdyby nie fakt bolącej głowy. Spać - pomyślałam i padłam twarzą w poduszkę.
wtorek, 25 grudnia 2012
009 - tęskniłam mamo!
-Aaaa! Zdałam! - krzyczałam, wybiegając ze szkoły i rzucając się Jey'owi na szyję
-zaliczyłaś już wszystko?
-tak!
-no to się cieszę - mocno mnie przytulił i pocałował
-o jaa... kamień z serca
Ostatni i zarazem najgorszy dzień tego roku mieliśmy już za sobą. Wybraliśmy się całą ekipą do miasta na pizze i piwo. Prawie wszyscy zaliczyliśmy została tylko jeszcze Shanell, która musi poprawić chemie i Jey, który musi zaliczyć semestr biologii.
-pomogę Ci
-jak?
-jeszcze nie wiem... ale pomogę
-głuptasie... muszę się tego po prostu nauczyć
-tak się uczyłeś cały semestr a i tak masz buta, więc ja muszę się za to wziąć
-no dobra tylko jak?
-ogarnę co musisz umieć i będę Cię nie wiem... jakoś skojarzeniami może uczyć? Może tak będzie Ci lepiej pamiętać?
-o to dobre!
-kurwa... będę pisać markerami po sobie ale zdasz to kurwa! - powiedziałam już przez łzy ze śmiechu i z wielkim entuzjazmem
-trzymam cię za słowo wariatko - zaśmiał się i objął tak jak lubię najbardziej
Tak... Entuzjazm jest... Tylko jak ja ogarnę materiał z całego semestru o klasę wyżej? Dam radę! Kto jak nie ja - pomyślałam, po czym zaczęłam się śmiać sama do siebie. Z baru wyszliśmy koło 19, każdy pojechał w swoją stronę, ja z Mią odprowadziłyśmy Jey'a na pociąg i same wróciłyśmy na naszą dzielnicę, bo tak się składa, że mieszkamy kilka ulic od siebie. Wpadłam do domu krzycząc, że zdałam i mogę zaczynać święta ale jakoś wszystko było wyjątkowo ciche i ciemne. Halo?! - zaczęłam szukać rodziców po domu, siostry... nic... nagle przypomniał mi się film "Kevin sam w domu" i przyznaję lekko spanikowałam, że zapomnieli o mnie... Uwielbiam święta, zwłaszcza te w gronie rodzinnym. Po dalszych poszukiwaniach nie znalazłam nawet żadnej kartki, ich telefony milczały, a sypialnie były puste. Żeby zapomnieć o złych myślach włączyłam na wieży dość głośno muzykę i poszłam do kuchni zaparzyć sobie herbatę.
-a co tu tak głośno?! - usłyszałam głos mamy dobiegający z korytarza
-mamo! jesteście! - rzuciłam jej się na szyję ze łzami w oczach
-tak jesteśmy, na zakupach byliśmy, tata nie zostawił kartki w kuchni?
-nic nie widziałam, jezu myślałam, że o mnie zapomnieliście!
-oj głuptasie, musieliśmy zrobić zakupy, święta idą w końcu
-no wiem, już myślałam, że spędzę je sama - zrobiłam smutną minę
-póki mieszkasz w tym domu, nigdy nie zostaniesz na święta sama, później to już będzie twój wybór kochanie
-tęskniłam mamo! - przytuliłam się do niej jeszcze raz jak mała dziewczynka, która ma zbyt bujna wyobraźnię
-już dobrze słoneczko, pomóż tacie i Loli przenieść zakupy
-tak jest! - poczułam nagłą potrzebę bycia uczynną, co rzadko mi się zdarza.
Rozpakowanie wszystkich zakupów zajęło nam z pół godziny, potem rodzice zajęli się prezentami więc z siostrą zostałyśmy wygonione do góry. Wzięłyśmy kubki z ciepłą herbatą, świąteczne babeczki, położyłyśmy się na moim łóżku i Lola zaczęła szukać filmu, którego jeszcze nie oglądałyśmy. Ja w tym czasie wzięłam do ręki telefon i na wyświetlaczu zobaczyłam wiadomość od Jeydona o treści "jesteś najukochańszą dziewczyną jaką mogłem spotkać, dziękuję :*"
-za co on tak dziękuje? - zapytała mnie Lola, która kątem oka przeczytała sms-a
-hmm.. - zaczęłam się zastanawiać przy okazji spoglądając na kalendarz wiszący koło mojego łóżka - o shit!
-co jest?
-2 miesiące
-co 2 miesiące?
-2 miesiące już z nim jestem! Zapomniałam!
-haha no ty to jesteś dobra siostra nie ma co - zaśmiała się i puściła do mnie oczko - ale nie przejmuj się, on pewnie też dopiero teraz sobie o tym przypomniał
-na pewno nie
-a nawet jeśli... zawsze obchodziłaś tylko rocznicę
-w sumie racja
-no i co ty byś zrobiła beze mnie - i znów się zaśmiała
-no jasne - parsknęłam śmiechem i wzięłam telefon do ręki, żeby odpisać
"również dziękuję :* Kocham Cię!" po chwili dostałam odpowiedź "Też Cię Kocham!"
-dobra, dobra fajnie, że się kochacie ale co oglądamy siostra?
-włącz coś świątecznego
-ok
Oglądałyśmy ten film, który wprowadził nas w jeszcze bardziej świąteczny nastrój. Miałyśmy film, babeczki, ciepłą herbatę w kubkach z reniferami, dookoła pokoju wiszą różowe lampki choinkowe a za oknem zaczął sypać śnieg. Możemy zaczynać święta - pomyślałam i uśmiechnęłam się w duchu po czym przytuliłam się do siostry tak jak lubiłyśmy obie.
piątek, 21 grudnia 2012
008 - napiłabym się wódki
-halo? - powiedział swoim zaspanym i niezwykle jarającym głosem
-dzień dobry kochanie
-no heeej - wymruczał, co wywołało u mnie uśmiech od ucha do ucha
-wstań już, żebyś się nie spóźnił
-no wstaje, wstaje. Szkoda, że cie dziś nie będzie
-no niestety słońce, zobaczymy się w poniedziałek
-tęsknie wiesz?
-wiem! ja za Tobą też i to szalenie
-Kocham Cię - znów wymruczał
-oh, też cie kocham - po wypowiedzeniu tych słów poczułam jak robi mi się cieplej
-odezwę się później co?
-mhm
-pa
-no pa - odłożyłam telefon i padłam na łóżko...
Chwilę uśmiechałam się w duchu aż wpadła Shanell.
-a ty się dobrze czujesz? - patrzyła na mnie lekko skrzywiona jakby zobaczyła mnie zjaraną
-fantastycznie - powiedziałam cicho i z szerokim uśmiechem - fantastycznie! - już bardziej przytomna powtórzyłam wstając z łóżka
-no, to świetnie. Idę się pomalować i zejdziemy na śniadanie
-spoko, spakuje się w tym czasie
Do torebki wrzuciłam butelkę wody, paczkę wafli ryżowych, paczkę bułeczek maślanych, kilka kosmetyków oraz leginsy i bluzkę na wieczorną imprezę. Zjadłyśmy śniadanie i miałyśmy szczęście, że tata Shanell był w domu, przynajmniej nas odwiózł bo nie uśmiechało nam się jechać o 5 rano przez całe miasto, żeby dotrzeć pod szkołę, gdzie zbieraliśmy się w oczekiwaniu na autokar, który oczywiście musiał się spóźnić. Ale w tym czasie zdążyłyśmy pogadać ze znajomymi, wypić energetyki i napalić się na 3h jazdy. Gdy tylko autokar podjechał, zajęłyśmy swoje miejsca stosunkowo daleko od znajomych ale wcale mnie to nie obchodziło obecnie bo po niedługim czasie ułożyłam się wygodnie w fotelu i zasnęłam. Obudziłam się tuż przed wjazdem do Jacksonville. Jedno z większych miast USA a liczbę ludności dało się odczuć już przy pierwszym korku. Po zwiedzeniu największego parku w mieście, katedry i jakiegoś placu dostaliśmy trochę wolnego czasu, który wykorzystałyśmy na zrobienie kilku zdjęć i zjedzenie kanapek. Potem jeszcze trochę przechadzaliśmy się po mieście ale bardziej interesowały mnie rozmowy ze znajomymi niż to co mówił przewodnik. Pod wieczór byliśmy już w autokarze, żeby przebić się przez wszystkie korki i zdążyć dojechać do Atlanty przed północą.
Pod szkołą byłyśmy chwilę po 23. Tam czekał już na nas mój tata i Abigail. W samochodzie przebrałyśmy się i po jakimś czasie dotarłyśmy pod klub. Abigail dała nam wlotki, które kupiła dla nas już kilka dni wcześniej, oddałyśmy kurtki, pogadałyśmy z kilkoma starymi znajomymi i poszłyśmy do baru. Shanell nie czuła się najlepiej więc nie chciała pić za to my z Abi wzięłyśmy dwie butelki ulubionego piwa i poszłyśmy tańczyć. Miał to być balet roku niestety po pół godzinie zrobiła się lekka stypa więc wyszłyśmy dzwoniąc do Xaviera:
-Xavier?
-no co jest dziewczynki?
-gdzie jesteś?
-w studiu
-a o której będziesz w domu?
-nie wcześniej niż za godzinę
-to spinaj dupę, poczekamy pod twoim blokiem
-coś się stało?
-balet przerodził się w stypę a nie chce nam się wracać do domu
-no dobra ale będę z ziomkiem
-to świetnie! czekamy!
-ok, na razie
Jednak w drodze do Xaviera Shanell stwierdziła, że jest bardzo zmęczona więc wróci do siebie ale kawałek dalej spotkałyśmy Taylor, która też nie miała co ze sobą zrobić to zgarnęłyśmy ją ze sobą. Niestety komunikacja nocna daje w kość i na Xaviera musiałyśmy czekać prawie 2h na jego klatce schodowej a to była wyjątkowo zimna noc.
-trzeba by się jakoś rozgrzać co nie? - narzuciła Abigail
-coś proponujesz?
-napiłabym się wódki
-pijaku.. - zaśmiała się Taylor
-w sumie to nie głupi pomysł - odparłam
W ten sposób wyjęłyśmy wszystko co miałyśmy w portfelach i zaraz po tym jak przyszedł Xavier z Johnem i wpuścili nas do domu, dałyśmy im pieniądze na wódke i sok. Oni wyszli do sklepu a my sie w tym czasie ugrzałyśmy... moim ulubionym od tej chwili miejscem był kawałek podłogi pod kaloryferem gdzie później spędziłam kolejne kilka godzin. Jak tylko wrócili to zaraz Xavier wszystkim polał i tak do rana piliśmy, gadaliśmy, słuchaliśmy muzyki, oglądaliśmy filmiki z różnych imprez i wyjazdów. Koło 6 zasnęłam bo byłam już wystarczająco zmęczona a obudził mnie ich śmiech przed 9. Z początku nie wiedziałam o co chodzi, gdy mówili, że blado wyglądam a okazało się, że obsypali mi twarz mąką co w sumie nawet mnie jeszcze bardziej rozbawiło. Johna już nie było a my włączyliśmy jakiś film. Pamiętam tylko, że ambitnie go oglądałam po czym znów zasnęłam i obudziłam się po 11 z nimi wszystkimi w jednym łóżku. Cudem wydobyłam się spod Abigail i Xaviera, którzy uwalili się na mnie jak na poduszce i chwiejnym krokiem zmierzyłam do łazienki. Zdziwiłam się bo jak po takim czasie mój makijaż wyglądał całkiem nieźle, poprawiłam tylko włosy i wróciłam do pokoju gdzie oni cały czas spali. Poczułam jak zaczęło mi suszyć a koło mnie stał tylko drink zapewne Abigail... wypiłam już z zupełnej rozpaczy braku napoju. Ubrałam się, obudziłam Xaviera, żeby zamknął za mną drzwi i wyszłam. Czułam się bardzo dobrze wracając do domu choć ludzie a szczególnie starsze panie dziwnie na mnie patrzyli. W obecnym stanie olałam ich wzrok i zmierzyłam do domu gdzie w salonie zastałam swoich rodziców.
-cześć słonko - jak zwykle miło przywitała mnie mama
-cześć mamo
-głodna jesteś?
-nie, tylko strasznie chce mi się pić, idę do siebie
-dobrze, później zawołam cię na obiad
-ok, kocham cię - rzuciłam na pożegnanie
-ja ciebie tez słonko
Poszłam do góry, po drodze witając się z siostrą, weszłam do swojego pokoju i padłam na łóżko. Wzięłam do ręki telefon pamiętając o tym, jak Jey mówił, żebym zadzwoniła jak wrócę.
-cześć kochanie
-no hej, wróciłaś już?
-tak, właśnie weszłam do pokoju
-i jak było?
-na wycieczce fajnie choć trochę zimno a później to już wesoło
-jakie masz plany na dziś?
-raczej będę odpoczywać bo na nic innego nie mam siły a czemu pytasz?
-tak tylko
-a twoje plany?
-wieczorem jestem umówiony ze znajomymi
-ok... skarbie, zadzwonię później dobrze? Mama woła mnie na obiad
-dobrze, kocham cię
-też cię kocham
Rozłączyłam się z uśmiechem na ustach i zeszłam na dół. Zjadłam naleśniki z owocami i czekoladą i postanowiłam się zdrzemnąć. Poszłam na górę, przebrałam się w luźną koszulkę i położyłam się do łóżka.
-hej kochanie - obudził mnie znajomy głos, otworzyłam oczy i jak przez mgłę zobaczyłam Jeydona siedzącego obok mnie na łóżku
-czy ja śnię?
-nie głuptasie - zaśmiał się i pocałował mnie w policzek
-co tu robisz?
-twoja siostra zadzwoniła, że twoi rodzice i ona wychodzą a ty podobno nie wyglądasz najlepiej
-a to paskuda mała... ale cieszę się, że jesteś - podniosłam się na rękach i mocno go przytuliłam
-przyniosłem Ci ciastka od mamy i zrobiłem herbatę, wypij póki ciepła
-jesteś kochany - uśmiechnęłam się, po czym wzięłam kubek z herbatą i zrobiłam miejsce na łóżku, tak aby położył się koło mnie
Leżeliśmy tak oglądając jeden film po drugim od czasu do czasu przysypiając aż do nocy gdzie w końcu zasnęliśmy wtuleni w siebie. Uwielbiam takie chwile...