piątek, 2 listopada 2012

003 - za spotkanie!


Około 8 wpadła do mnie Lola krzycząc SHOPPING TIME !!! Wariatka - pomyślałam, uśmiechnęłam się i wstałam z łóżka, na które zaraz upadłam.

-uuu.. kacyk? - zapytała
-o jezu moja głowa. Weź mi daj jakieś tabletki
-o wszystkim pomyślałam, trzymaj
-kochana jesteś - powiedziałam umierającym głosem

Wzięłam tabletki, wypiłam sporą ilość wody, po czym poszłam wziąć orzeźwiający prysznic i ubrałam ulubiony szlafrok. Zeszłam na dół gdzie cała rodzina czekała już ze śniadaniem.

-macie na dzisiaj jakieś plany dziewczynki? - zapytała mama
-zaraz jedziemy na zakupy do centrum handlowego a później nie wiem, a czemu pytasz?
-my z tatą dziś wychodzimy i wrócimy pewnie jutro tak, żebyście się nie martwiły
-spoko, to może my też dziś wyjdziemy
-tylko grzecznie mi, Lola ma dopiero 15lat...
-spokojnie mamo, zaopiekuję się nią tak jak powinnam - i posłałam jej całusa na znak, że mówię prawdę
-no dobrze, a czym pojedziecie?
-autobusem zapewne jak zwykle
-musisz zrobić w końcu to prawo jazdy
-tak, wiem mamo, niedługo się zapisuje przecież
-dobrze, dobrze zostawię wam w kuchni pieniądze na taksówkę, nie lubię jak jeździcie tymi autobusami
-dzięki mamo - wstałam, ucałowałam ją i tatę w policzek i poszłam na górę

Wyjrzałam przez okno dla sprawdzenia pogody i ujrzałam tysiące kolorów... Nie ma co, Atlanta o tej porze roku jest przepiękna, przynajmniej obrzeża na jakich mieszkamy. Uśmiechnęłam się w duchu naładowana pozytywną energią bijącą od tych ciepłych barw i ruszyłam do szafy. Zdecydowałam się na ciemne spodnie, kremowy sweterek, i brązowe buty na koturnie, do tego brązowa torebka i w tym samym kolorze szeroka bransoleta. Spojrzałam w lustro, dodałam jeszcze wzorzysta chustę na szyję i usiadłam przed toaletką. Makijaż zrobiłam delikatny i subtelny tak, żeby dopełniał całości. Wysuszyłam moje długie brązowe włosy, spakowałam torebkę w niezbędne przedmioty i wyszłam z pokoju do siostry, która już czekała na mnie w salonie.

-taksówka będzie za 5 minut
-fantastycznie
-co ty chcesz właściwie dziś kupić?
-muszę uzupełnić ten pusty wieszak o jakąś fajną kieckę no i trzeba Ciebie na niedzielę ładnie wyszykować, a co dalej to najświętsi nie wiedzą - zaśmiałyśmy się obie i wyszłyśmy z domu.

Taksówka o dziwo przyjechała dość szybko i po pół godzinie byłyśmy już przed ulubionym centrum. Szalałyśmy po sklepach, tak jak lubimy najbardziej, przy okazji wstąpiłyśmy do kawiarni na ulubioną ciasteczkową latte z bitą śmietaną i czekoladową polewą - tak, najlepsza bomba kaloryczna pod słońcem. W końcu znalazłam sukienkę idealną, gdy tylko ją zobaczyłam powiedziałam, że jest moja. Niby zwykła tunika z szerokimi na ramkami ale cała była pokryta różnej wielkości srebrnymi cekinami. Zakochałam się od pierwszego wejrzenia, to tak jak w Jeydonie. W sumie wyszło na to, że z centrum wyszłyśmy z kilkunastoma pełnymi torbami zakupów. Jeszcze tylko obiad na mieście i miałyśmy zbierać się do domu ale dostałam wiadomość od mojej przyjaciółki z klasy Shanell "Będziemy o 19 pod twoim domem, szykujcie się! ;*" Dochodziła 17 więc zrezygnowałyśmy z czekania na kelnera, wsiadłyśmy do jednej z taksówek stojących pod centrum i pojechałyśmy do domu. Co też ona mogła znowu wymyślić? Nie miałyśmy zielonego pojęcia ale stwierdziłam, że to dobra okazja na założenie nowego nabytku i czarnych szpilek. Lola założyła jedną z czarnych sukienek oczywiście z mojej szafy, obie mocno podkreśliłyśmy oczy linerem i rozpuściłyśmy włosy. Mimo dwóch lat różnicy wyglądałyśmy na bliźniaczki. Jeszcze tylko koralowa szminka i byłyśmy gotowe do wyjścia. Punkt 19 pod dom podjechał van, wsiadłyśmy do środka a tam już czekała cała ekipa składająca się z Shanell, Mii, Ryana, Xaviera, Justina, Christiana, Chaza i Codiego. Z początku nie chcieli powiedzieć gdzie jedziemy ale jak już w końcu to z nich wyciągnęłam to okazało się, że wymyślili sobie grilla u Justina na działce. Zaraz po dotarciu na miejsce, kieliszki poszły w ruch.

-za spotkanie! - krzyknął Justin
-za spotkanie! - odparli wszyscy

Po pierwszym toaście chłopaki wzięli się za rozpalanie grilla a dziewczyny za szykowanie jedzenia.

-taka opieka mi pasuje siostra - powiedziała Lola
-ze mną nie zginiesz kochanie - odparłam z uśmiechem
-hej, hej, hej! - podleciała Shanell
-no hej, hej, jak im idzie?
-a jak myślisz? - z niewiadomych powodów buchnęła śmiechem przez co i ja się zaczęłam śmiać
-no i z czego tak się śmiejecie dziewczynki - podszedł i objął nas obie Xavier
-a nic, nic
-no ja myślę, zaraz ogień będzie, nie bójcie się
-dobrze, dobrze

Odszedł a my nadal śmiałyśmy się w głos tak jak lubimy najbardziej. W końcu grill został rozpalony i pierwsze kiełbaski i filety kurczaka poszły na ruszt. W tym czasie Cody włączył muzykę więc wszyscy zaczęli tańczyć, wirować i latać po całej działce jakby oszaleli. Chaz cały czas polewał tak aby nikomu nie brakło, tylko taka styczność z alkoholem mu pozostała, gdyż stwierdził, że nic nie będzie pił i rano odwiezie nas do domu. Zabawa z nimi jak zwykle była rewelacyjna, wódka lała się litrami ale po wczorajszej nocy postanowiłam z Lolą ominąć kilka kolejek. Mimo to i tak nie pamiętam jak znalazłam się rano w jednym łóżku z pięcioma osobami śpiąc z głową zwisającą poza łóżko...

3 komentarze:

  1. hahah, jakie zakończenie ;) norma ;D

    piszesz serio świetne dialogi ,takie... przyjemne i realne ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. hahahaha, lubię lubię :D
    Nasze biby najlepsze ;D

    OdpowiedzUsuń
  3. Kozacko ;)
    weź więcej pisz ;p codziennie! ;D
    Pisarko Ty ;*

    OdpowiedzUsuń