czwartek, 15 listopada 2012

005 - za Shanell!

*tydzień później*

Przez cały tydzień codziennie miałam wrażenie, że jest wtorek. Może to ze względu na zmianę czasu, na kilka opuszczonych lekcji i oczekiwanie na imprezę, która jak już nadeszła to okazało się, że ten czas zleciał niesamowicie szybko. W piątek poszłam spać dość późno przez co rano nie mogłam się ruszyć z łóżka ale jak już w końcu to uczyniłam to zjadłam małe śniadanie, ubrałam się w dres i z siostrą pojechałam do marketu po potrzebny asortyment. Wróciłyśmy, rozpakowałyśmy wszystko a po chwili przyjechał Chaz z kolejną porcją zakupów, ciuchów i alkoholu od Shanell, która miała dotrzeć później. Chaz wrócił do siebie a do nas przyjechał Cody. Wszyscy wzięliśmy się za sprzątanie, ogarnianie, szykowanie pizzy itp czynności przed imprezowych. Około 17 przyjechała Shanell z Xavierem i Chazem i już od początku zaczęli robić wszystkim zdjęcia. Zostawiłam ich w kuchni a sama poszłam na górę wziąć prysznic. Po kąpieli ubrałam się w dres a na głowę założyłam turban. Niestety czas do 20 czyli godziny rozpoczęcia imprezy zleciał za szybko i gdy goście już przychodzili ja nadal nie byłam gotowa. Wzięłam moją przyjaciółkę Abigail do swojego pokoju i w pół godziny zrobiłyśmy się na bóstwa.  W tym czasie przyszła reszta ekipy, niestety ciągle brakowało Jeydona. Muzyka poleciała z głośników, kieliszki zostały rozdane i wódka poszła w ruch.

-za Shanell! - krzyknęłam
-za Shanell! - odkrzyknęli wszyscy i przechylili kieliszki

Chciałam by te 17 urodziny moja kochana spędziła jak najlepiej bo to w końcu ostatnie przed pełnoletnością. Cody się postarał i wszędzie wisiały różowo czerwone lampki co nadawało niesamowity klimat. Co jakiś czas zaglądałam do kuchni gdzie dziewczyny przygotowywały resztę jedzenia, za co byłam im ogromnie wdzięczna bo niestety tego dnia miałam wyjątkowo dwie lewe ręce do gotowania. W końcu wyszłam na balkon gdzie cały czas ktoś palił i nie zdążyłam nic powiedzieć bo z salonu usłyszałam głośne

-Kate!!!
-co jest?! wbiegłam do pokoju jak oparzona potykając się szpilką o próg balkonu
-telefon dzwoni, trzymaj
-kto?
-no Jeydon a kto! - serce zabiło jakby mocniej, wiedziałam, że ma być chwilę później ale to już minęła godzina imprezy

Po chwili bez ruchu nacisnęłam zieloną słuchawkę i pobiegłam do swojego pokoju bo tylko tam było w miarę cicho

-h..halo? - powiedziałam niepewnym głosem
-hej misiu - usłyszałam jego ciepły głos i od razu kamień spadł mi z serca
-no hej, gdzie jesteś?
-jeszcze w domu, zatrzymali mnie dłużej w pracy i już mi pociąg nie pasował, za chwilę wychodzę - no tak, tak to jest jak się dojeżdża z za miasta
-no to dobrze, że dzwonisz bo już się zaczynałam martwić
-będę za około godzinę
-dobrze, przyjeżdżaj szybko, potrzebuję Cię
-coś się stało?
-nie! - krzyknęłam i zaśmiałam się naraz - podpita jestem
-no ładnie - tym razem to on zaśmiał się ze mnie - będę niedługo, trzymaj się, papa
-no pa - rozłączyłam się, uśmiechnęłam wewnętrznie i wyszłam z pokoju

Stanęłam na schodach i spojrzałam na dom pełen bawiących się ludzi. To pierwsza taka impreza w naszym domu - pomyślałam - i jak zajebiście! Poprawiłam włosy i zeszłam do wszystkich. Wzięłam kieliszek do ręki, stuknęłam się z Xavierem, który akurat stał obok mnie i przechyliłam czując jak trunek  przelewa się przez moje gardło. Oczywiście na dobrej imprezie nie mogło zabraknąć bitej śmietany, którą zaraz Xavier mnie spryskał i tak w moment cała od nosa do brody byłam biała. Ale nie na długo bo zaraz podleciała Abigail i Mia i zaczęły mnie całować. Najukochańsze moje less. Przypudrowałam w łazience trochę policzki i nos, usta pociągnęłam błyszczykiem i wróciłam do kuchni, gdzie stał Chaz, który robił frytki, zgarnęłam ze stołu aparat i zaczęłam mu robić zdjęcia po czym stanęłam obok piekarnika i zaczęłam się grzać bo trochę zmarzłam tak latając wszędzie. Oczywiście zaraz Chaz musiał mi cyknąć fotkę, która wyszła nieco śmiesznie. Wracając do salonu natknęłam się na Cody'ego, którego nazywam zawsze tatą

-no córa! twoje zdrowie! - stuknęliśmy się kieliszkami i wypiliśmy kolejną porcję czystej zimnej wódki - kiedy będzie Jey?
-już jedzie - uśmiechnęłam się szeroko
-no to niech się pospieszy bo ty mi się tu zdążysz skończyć - zaśmiał się
-aaaa tam! a nawet! czuję się fantastycznie! - i podążyłam dalej przed siebie długim korytarzem wypełnionym całującymi i przytulającymi się do siebie parami.

A ja jak nigdy szłam w wysokich, ciut za dużych szpilkach - chyba mi stopa maleje - prosto i równo co nigdy nie było możliwe. Weszłam do salonu gdzie akurat włączyli jeden z najlepszych utworów z filmu Projekt X i naraz wszyscy zaczęli tańczyć i śpiewać a ja razem z nimi. I tak trwałam w takim stanie dłuższy czas zapominając o bożym świecie, co chwilę rozmawiając i stukając się kieliszkiem z kimś innym aż ktoś złapał mnie od tyłu jedną ręką za biodro a drugą zakrywając mi oczy.

-puk puk - szepnął do ucha, najbardziej rozpoznawalny tekst, który wywołał u mnie niesamowite dreszcze
-Jeydon! - krzyknęłam, odwróciłam się i rzuciłam mu się na szyję
-Jeydon! - zawołała reszta imprezowiczów, która zaraz podała mu pełny kieliszek
-twoje zdrowie kochanie - powiedział, po czym uniósł kieliszek do góry i wypił jego zawartość
-dobrze, że jesteś

Stanęłam na czubkach palców, najwyżej jak tylko mogłam bo niestety mimo wysokich szpilek i tak wciąż był dużo wyższy ode mnie i lekko musnęłam jego usta, on odwdzięczył się tym samym i tak staliśmy wtuleni w siebie dłuższą chwilę. Teraz czułam się najlepiej na świecie. Tą jakże cudowną chwilę musiała przerwać oczywiście Abigail, która Jeya widziała po raz pierwszy i chciała go koniecznie poznać. Kochane przyjaciółki zawsze się martwią i za to je uwielbiam.

-KARAOKE ludzie! - krzyknęła Lola, która jak się okazało stała na stole, chwiejnie bo chwiejnie ale stała

Chłopaki podłączyli laptopa pod telewizor i zaczęli włączać po kolei co raz to lepsze utwory z tekstami. Śpiewaliśmy chyba z godzinę po czym znów znalazłam się w kuchni tym razem tylko z Jeydonem

-i jak się bawisz? - zapytał nalewając mi soku do szklanki, żebym miała czym popić następna kolejkę
-jak jeszcze nigdy w życiu! a ty?
-fantastycznie bo z Tobą
-ooo - uśmiechnęłam się szeroko - jaki ty jesteś słodki, chodź tu do mnie

Stałam oparta nogami o szafki kuchenne ale, że dość nie stabilnie to Jey usadził mnie na blacie i podszedł bliżej, przysunęłam się na brzeg blatu i rozłożyłam nogi, żeby być jak najbliżej niego. Stanął przede mną, ręką objął mnie w talii, drugą podniósł moją brodę i zaczął mnie całować. To było coś magicznego, coś innego, takie uczucie jakiego jeszcze nigdy nie zaznałam w tej chwili przeszyło całe moje ciało.

-niesamowite - westchnęłam
-co takiego?
-wszystko
-wszystko w porządku? - uśmiechnął się skromnie
-w jak najlepszym - puściłam do niego oczko i wróciliśmy do poprzedniej czynności

Jego ręce przesuwały się po całym moim ciele jakby błądziły a zarazem znały cel tej podróży. Przechodziły mnie przyjemne dreszcze i za nic w świecie nie chciałam kończyć tej chwili... Ale nie! Zawsze coś musi nam przerwać, tym razem były to dziewczyny, które przyszły po tort, który mieliśmy wyjąć i zapalić na nim świeczki równo o północy bo Shanell urodziny miała dokładnie w niedzielę.

-już? - zapytałam
-tak, za 2 minuty północ
-jak ten czas leci
-i chyba wiem czemu - powiedziała Roxi, puszczając do nas oczko

Stanęłam o własnych nogach, wyjęłam świeczki i podałam je dziewczyną, żeby zapaliły na torcie. Do salonu zaniosłam stos plastikowych talerzyków, bo kto będzie myć naczynia po takich tłumach. Tort przyniósł Xavier i nawet już nawet nie pamiętam czy śpiewaliśmy sto lat czy Shanell po prostu zdmuchnęła świeczki. Zaraz po torcie muzyka leciała dalej, wszyscy tańczyli a w powietrzu unosił się dym z kadzidełek, który w połączeniu z kolorowymi lampkami wyglądał zjawiskowo. Po jakimś czasie, gdy grono imprezowiczów trochę się zmniejszyło Shanell przyniosła grę "Prawda czy wyzwanie", którą zakupiła specjalnie na tą okazję. Na podłodze położyliśmy jedną z pustych butelek po wódce i zaczęliśmy grę. Większość decydowała się na same pytania i chyba tylko ja byłam na tyle pijana, żeby brać same wyzwania a te były różne... Od całowania przyjaciółki przez łaskotki itp. Jedno wyzwanie polegało na tym, że musiałam zdjąć sukienkę i tak zostać do końca gry a następne polegało na tym, że musieli owinąć mnie papierem toaletowym ale nic nie przebije tekstów chłopaków przy tym

-możesz oddychać? - zapytał Cody
-tak
-to muszę mocniej zawiązać

I Xavier - No nie! Najpierw ją rozbieramy a teraz zakrywamy papierem?!

Potem już papier walał się wszędzie. Po skończonej grze w końcu mogłam się ubrać. A jak wpadł w moje ręce szampan tak chodziłam z nim po całym domu, rozmawiając ze wszystkimi aż wypiłam ponad pół butelki i oddałam ją Abigail. Do rana siedzieliśmy już w dużo mniejszym gronie, słuchając muzyki, pijąc i rozmawiając. Koło 7 rano wszyscy rozjechali się do swoich domów a ja z Jeydonem poszliśmy na górę do mojego pokoju. Chwiejnym krokiem krocząc po puchowym dywanie rozebraliśmy się wzajemnie, położyliśmy się do łóżka i po pocałunkach i pieszczotach odpłynęliśmy w głęboki sen.

2 komentarze:

  1. hahahhha! epickie < 3
    love love love < 3
    chcę więcej !

    OdpowiedzUsuń
  2. aaaaaaa słodkie <3
    no i super impreza musiała być ;)

    OdpowiedzUsuń